Jakoś tak w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. (ale fajnie brzmi - z tym stuleciem, ahahhaha). Dzwoni Mami do Tatka. Nie bardzo wiem, o czym mówi, ale Tatko ma nietęgą minę, mówi tylko: "No dobra, wyjdę po ciebie." Ha! Czyli że co? Czyli że Mami coś fajnego i dużego - albo ciężkiego - taszczy od Cioci z Tomaszowa! No i Tata ma po nią wyjść na dworzec. I pomóc. Zostaję w domu, ale niecierpliwię się okropnie, zajmuję się pewnie czymś bardzo ambitnym, już nie pamiętam czym dokładnie... Ale pamiętam wejście Taty z "uradowaną" miną i... OKROPIEŃSTWEM w ręku! Stawia na podłodze wysoką lampę. Chyba drewno. Z wsiowym abażurem z jakiegoś... nie wiem czego! bleeeeeeeeeeee! Zza Taty wyłania się przeszczęśliwa Mami: "Ładną lampę od cioci dostałam?" Taaaa. Idę zdegustowana do swojego pokoju. "U mnie tego nie postawicie!". Trzask. Ups, znowu będzie dym za trzaskanie drzwiami! No co - przeciągi są, tak? No.
I tak sobie OKROPIEŃSTWO zwane lampą stoi w pokoju Rodziców. I straszy. Dobrze, że w kąciku, za telewizorem. Ale i tak straszy. "Nie było co wstawić w ten pusty kąt, a lampa tam pasuje. I ma podobny abażur do kinkietu!" No, świetnie... Pasuje... Jak kwiatek do... A ten abażur... Nie no szkoda słów... Mijają jakieś 4 lata, może 6? Policzmy. O matko - wychodzi, że jakieś 11! Tyle lat OKROPIEŃSTWO stoi dumnie w kąciku za telewizorem i straszy... Chociaż nie, już nie straszy, już zlewa się ze ścianą, z segmentem, z pokojem... Wrasta to COŚ do codzienności... Nie myślę już o TYM... Nie ma o czym!
Nadchodzi Boże Narodzenie. Pierwsze, przed którym nie pomagam jak co roku w sprzątaniu, bo sprzątam u siebie, w swoim własnym małżeńskim M3. Dzwoni telefon. Mami! "Nie chcecie może tej lampy z kącika za telewizorem?" aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa "Nie bardzo, nigdzie nam nie pasuje." "Na pewno?" "Tak Mamuś, jestem tego pewna, przekonana i nie chcę TEJ lampy." "Bo szkoda wyrzucić... Przecież działa..." "To czemu ją chcesz oddać?" "Bo chcę tam wstawić malutką choinkę. Nie ma Ciebie to nie ma kto ubrac tej wielkiej... Na pewno jej nie chcesz?" Ale uparta! "Nie!" Wiem, przykro Mami. Ale ja naprawdę JEJ nie chcę! "To tata wyniesie do komórki." Ufff! A wiadomo - co do komórki wyniesiona - zazwyczaj do domu juz nie wraca! No chyba że po świętach... Nieeeeeeee!
Mijają kolejne 3 lata... Nadchodzi Boże Narodzenie. Stoję przed otwarciem pracowni florystycznej. Kompletuję mebelki, duperelki... Mam zamiar stworzyć fajny staropodobny klimacik. Jasna farba, tony papieru ściernego, lakier... A może by tak.... nie... a może jednak? "Mamuś macie jeszcze w komórce tą lampę?" "Jak tata nie wyrzucił jak robił porządki to mamy." Taaak, Tata i porządki w komórce... Jadę do rodzinnego domu, namawiam na zejście do komórki i moim oczom w przygasającym świetle jawi się ONA! Jest FANTASTYCZNA! Akurat takiej potrzebuję! Od razu ściągam z niej abażur! Matko co za okropieństwo! No a ten stelaż jest całkiem całkiem, trochę trzeba go nagiąć i będzie jak nowy!
Zabieram lampę do pracowni; ścieram, maluję nóżkę, maluję stelaż do abażuru. Misiek obiecuje dorobić nowy kabel bo ten przecięty. I chcę tak zostawić. Stawiam ją w kąciku - no! Miodzio! I tak sobie lampa stoi... Ale czegoś mi brakuje.. Może jednak jakiś abażur? Hm... "Mamuś co proponujesz? Uszyjemy coś?" No, i szyjemy. I dziergamy na szydełku. To znaczy: Mami szyje, Mami dzierga.
Jeszcze tylko kilka kryształków i lampa jak nowa, FANTASTYCZNA! Prawda?
Jeszcze tylko kilka kryształków i lampa jak nowa, FANTASTYCZNA! Prawda?
"Jak chcesz do pracowni jeszcze jedną lampę to przyjedź." Czy chcę? No ba! I lecę na łeb, na szyję! Po kolejną FANTASTYCZNĄ lampę! Jest mniejsza. Dostaje nieco inny abażur. I robi się fajny klimacik, nie?
*******
Z ostatniej chwili: szukam i nie mogę znaleźć - dziurkacz ozdobny z motywem nietoperza! Gdyby ktoś miał namiary na takowy - acha zaznaczam, że interesują mnie motywy większe niż 1cm... jak największe... Dzięki!
Parvi cudeńka Ci wyszły - Ty zdolniacho
OdpowiedzUsuńLampa z duszą :) I jak pięknie się prezentuje w nowej odsłonie! Brawo !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
o matyldo ta dziergana to cudnosc jest przepiekna taka babcina .juz sie zakochalam. i kombinuje moze tez sobie cos takiego walne kurka no. ;))))))))))
OdpowiedzUsuńuśmiałam się;-))))))))) lampy po metamorfozie super i klimatycznie sympatyczne;-)
OdpowiedzUsuńwielce misterna...
OdpowiedzUsuńŚwietna opowieść o drugim życiu starych przedmiotów. Ale i o tym jak nam się gust przez lata zmienia. Też mam taki komplet lamp, które we wczesnej młodości zupełnie mi się nie podobały. A jak tata chciał wyrzucić to przyjrzałam się im jeszcze raz, trochę się lampki podrasowało i są jak marzenie;))) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńHyhyhy, też tak mam w domu Babci :)Pieknie się zapowiada ta twoja pracownia, może jakieś bardziej panoramiczne zdjęcia?
OdpowiedzUsuńDobrze,że do niektórych rzeczy dorastamy i zaczynamy inaczej na nie patrzeć;-)
OdpowiedzUsuńCudne lampy;-0
W moim rodzinnym domu też stało okropieństwo, szkoda,że go już nie ma.
no lampy już widziałam i chwaliłam:))))ale ta opowieść o nich mnie urzekła ahhahahah buziaki:)
OdpowiedzUsuńPrześliczne i uroczo:)Cieplutko pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuń