niedziela, 30 stycznia 2011

Wyróżnienie, prymulki, lateks i łabędzie.

Dziś - różnorodnie! I dość duuużo czytania. I oglądania zdjęć... Tyle się ostatnio dzieje, a na napisanie posta nie ma czasu... A może jest?... Tylko obok siedzi straszny leń! Oooo tak! Leń lubie mnie odwiedzać, chyba spodobała mu się moja nowa pracownia ;)

Przede wszystkim serdecznie dziękuję Uli, od której dostałam wyróżnienie:


Jest mi szalenie miło, że ktoś docenił to, co robię, o czym tu wypisuję, no iiii... wiecie ;) Fajnie się coś dostaje! I nie jest to bynajmniej próżność, o nie!

Idąc dalej - są zasady, których będę się pilnować:
  1. podziękowanie osobie, która przyznała wyróżnienie
  2. umieszczenie na swoim blogu linka do tego bloga, z którego wyróżnienie owo przywędrowało
  3. umieszczenie na swoim blogu banerka oznaczającego wyróżnienie
  4. wyznaczenie 10 blogów, którym wyróżnienie się przekazuje
  5. powiadomienie osób prowadzących wyróżnione przez siebie blogi o takowym czynie

I tak - punkt pierwszy, drugi i trzeci już spełnione, wyróżnienie to przekazuję (czyli punkt 4) wspaniałym osobom, na których blogach czytając posty świetnie się bawię, gdzie zdobywam cenne informacje, skąd czerpię fantastyczne inspiracje. Nie jest to proste - problemem są banerki na wielu blogach z tekstem: WYRÓŻNIENIA SĄ MIŁE ALE NIE, DZIĘKUJĘ. Pisałam już kiedyś jaki mam do tego stosunek... Nieważne... Szkoda, że nie mogę w ten sposób wyrazić swojej wdzięczności, ale cóż... Wybrałam więc (choć i tak tych blogów jest więcej...):


Za chwilkę postąpię wedle punktu 5.

********
Taaaaak! Wiosnę najprędzej upatrzymy w kwiatach!




*******
Kolejne wyzwanie przede mną! Szpada to? Czy coś innego? Ale chyba coś z broni białej?


No - i mam to coś ustroić sztucznymi kwiatami... No ok, ale jakimi, jaki kształt nadać kompozycji... Czy ma być mała, czy większa? Czy zakryć część ozdabianego przedmiotu czy dekor umieścić poza nim? Hm... Jak zwykle po inspiracje jadę do... hurtowni. Chodzę między regałami, oglądam morze sztucznych kwiatów... Oczywiście oglądam je paluszkami, bo samymi oczkami to mi nie wystarcza! W końcu - mam! Mini-magnolie! Kolor? Fantastyczny! Wielkość? Doskonała! Faktura? Niesamowita! Iiiii...... już wiem, jak będzie wyglądał dekor! Tak! I jeszcze sznurkodrut brązowy, do tego kilka liści żebrowych... Mocowanie i - proszę bardzo - oto co mi wyszło!



I tak dla porównania:

PRZED i PO

Tak, wiem, wiem - czwarta magnolia od dołu - lekko poza trasą - ale przed wydaniem - została "naprostowana" ;)

Jeszcze tylko odpowiednie opakowanie prezentu - i pani zamawiająca - baaaardzo zadowolona ;)



*******
Jezioro łabędzie... i wszystko jasne... (w kolejnym poście będzie o tym wydarzeniu nieco szerzej...)

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Dla Babci i Dziadka - kwiatowa gratka!

Będzie dużo zdjęć ;)

*******
Gratka! I to jaka! Z żywych kwiatów! Przygotowana przez Przedszkolaków! Ale po kolei...

Dostaję propozycję poprowadzenia zajęć z cztero- i pięciolatkami z jednego z łódzkich przedszkoli. Mogę zrobić co chcę, jak chcę i czym chcę - najważniejsze, by nadawało się to na prezent dla babci i dziadka. Ok, nie ma sprawy. Przedszkolaki są przeciez takie fantastyczne, rozkoszne, uwielbiają tworzyć, wyżywać się artystycznie... Co za problem? Wymyślam, że dla dziadków będą laurki kwiatowe, dla babć - kompozycje w naczyniach. I... do dzieła!

Jadę na giełdę, kupuję hiacynty (bo niesamowicie pachną!), koreanki (bo są pasują do prac wyklejanych), pierzaste liście ledera, pędy eukaliptusa. Gąbkę mam, serduszka na piku też, osłonki w najwyższej gotowości pierzą się w niesamowitych kolorach... choć jak się potem okaże - i tak największe wzięcie miały te różowe... i zielone... ;)

W przedszkolu dzieciaki są niezwykle podekscytowane, zaciekawione podchodzą do kącika, w którym przycinam gabkę, czyszczę kwiaty z liści, odcinam hiacynty od cebulek. Panie wychowawczynie ustawiają stoliki, szykują niezbędne przybory: pędzelki, nożyczki, miseczki na klej, miski na wodę do moczenia gąbki.

Maluchy siadają na dywaniku, przedstawiam się, opowiadam trochę o tym co robię, po co tu jestem i co za chwilkę będziemy robić.



Kiedy już przedszkolaki siedzą na swoich krzesełkach - panie rozdają dzieciom kartoniki na laurki dla dziadków, z naklejoną wcześniej ramką i wazonikiem. Ja, pani Halinka i pani Madzia odcinamy drobne i delikatne listki ledera, dzieciaki obficie smarują je klejem i nakładają na kartoniki tworząc bukiet w wazoniku.

Ale coś się zaczyna dziać, wielkie poruszenie wśród dzieciaków, słyszę głosiki niezadowolenia... NIE KLEI SIĘ PROSZĘ PANI! Hm... no jak to się nie klei... przecież wikol na pewno przykleja do papieru żywe liście i kwiaty... tyle razy sprawdzałam... Ale chwilkę ten wikol ma coś dziwnie biały kolor, nie jest nawet lekko szlisty... Pytam panią Halinkę, czy to aby na pewno ten klej,o który prosiłam? Twierdzi, że tak... Dzieciaki zaczynają coraz bardziej się wiercić, nie podoba im się zbyt długie trzymanie łapek na obrazku, na którym listki nijak nie chcą się przykleić! Maczam palce w tym kleju, ciapciam... hm... to nie jest wikol, mam obawy, że to nawet nie jest klej... zero jakiejkolwiek lepkości... Oglądam butelkę "kleju"... Okazuje się, że to biała farba! aaaaaaaaaaaaaaaaa! Pani Halinka zdziwiona, twierdzi, że ramki i wazoniki na to to białe właśnie przykleiła do kartoników laurkowych... Hm... No, być może, to papier i to papier... Farba mogła skleić ;)

Wśród dzieciaków dość spore zamieszanie, nie zauważam kto, ale przynosi wikol w tubce. Sprawdzam na swojej laurce - klei! No to teraz trzeba podmienić zbyt ubrudzone białą farbą kartoniki, trzeba umyć łapki i można brac się do roboty! Już z prawdziwym klejem ;) wyklejanie idzie dość gładko,pierw listki, potem kwiatuszki. We trójkę pomagamy dzieciom.











Ufff, laurki skończone!


Robimy krótką przerwę na umycie łapek, nalewam wodę do misek, szykuję kwiaty. Rozdaje osłonki - oczywiście niemal wszystkie dziewczynki chcą mieć różową osłonkę, chłopcy są bardziej różni pod tym wzgędem - wybierają zieloną, pomarańczową, żółtą... Pokazuję coś fantastycznego - jak stwierdził jeden chłopiec - pokazuję gąbkę, opowiadam o niej, rozmawiamy o tym, jak ważna jest woda dla kwiatuszków... Każdy maluch dostaje swój kawałek i kładzie do wody. Niesamowitych doznań dostarcza obserwacja, jak to ta gabka świetnie tonie: "moja pierwsza! a moja druga! o, a moja jeszcze sie nie umoczyła cała!" itd... Po czym następuje wyławianie swoich gąbek - jaki niesamowta wrzawa, ile szczęśćia i radości! może to woda? W której można się bezkarnie pomoczyć? ;)

Kiedy gąbki lądują w osłonkach - rozdajemy dzieciakom hiacynty - dziewczynki zachwycają się ich przepięknym zapachem, chłopców bardziej interesuje to, w jakim kolorze jest ich kwiat i jaki jest duży ;) Umieszczamy nasze hiacynty w gąbce, co nie jest wcale takie proste, bo kwiatki te charakteryzują się dość delikatną, dość mocno uwodnioną łodyżką, dlatego kilka kwiatów ulega złamaniu - ale nic to - są zapasowe! W gąbce, obok hiacyntów, lądują jeszcze pędy eukaliptusa i koreanki. Na koniec kompozycje zdobimy sizalem, wtykamy czerwone serduszko z bilecikiem.










Dzieci są zawolone - mają prezenty dla babci i dziadka, panie nauczycielki są zadowolone - pokażą dziadkom, że w tym przedszkolu dzici mają róznorodne zajęcia, także takie niespotykane, m.in. z kwiatami zywymi, i ja jestem zadowolona - zadanie wykonane pomyślnie, pomimo poczatkowych kłopotów z klejofarbą... Aj tam, juz o tym nie pamiętam! ;)

Jeszcze tylko pamiatkowe zdjęcie z moimi podopiecznymi ;)



*******
Mamo, Madziu - dzięki za nowe doświadczenie!

niedziela, 16 stycznia 2011

Zapach studniówki

Jak pachnie studniówka? Przewrotnie można odpowiedzieć, że np. pachnie atmosferą przedstresową, pachnie perfumami, pachnie jadłem i napitkiem, pachnie zbliżającą się maturą wręcz! Otóż tak naprawdę - studniówka pachnie... hiacyntami! I nie tylko studniówka....

studniówkowa bransoletka z żywymi kwiatami pachnącego obłędnie hiacynta


Te cudne upiękaszacze zimowego marazmu pachną niezwykle intensywnie, a feerią barw przyprawiają o zawrót głowy... Jak pachnie fiolet? Jak pachnie amarant? Jak pachnie purpura? Jak pachnie biel? Jak pachnie róż? Jak pachnie studniówka? No, tak jak hiacynt! Ot, co!


*******
Dziękuję wszystkim za przemiłe komentarze pod poprzednim postem oraz za maile z nim związane. Jesteście kochane :*

I jeśli mogę - nadal prosze o SMSki w konkursie na bloga roku - szans nie mam na cokolwiek, jednakowoż kaska z esemesków idzie na szczytny cel, więc ślijcie:

SMS o treści B00212 na numer 7122. Koszt SMS, to 1,23 zł brutto


Dzięki serdeczne!

środa, 12 stycznia 2011

Blog Roku 2010

Tak,tak, i mój blog bierze udział w konkursie na Bloga Roku 2010. No bo w końcu - raz się żyje, prawda? Wiem, że nie mam szans, jednak zawsze fajnie kiedyś tam opowiedzieć: babci blog brał udział w plebiscycie kilkadziesiąt lat temu... iii takie tam ;)

Tak więc (ok, wiem, że nie powinno się tak zaczynać zdania, ale mi tu pasuje, no) - jeśli macie ochotę - zagłosujcie, jesli nie - to nie, przecież przymusu nie ma. Dla zainteresowanych:

SMS o treści B00212 na numer 7122. Koszt SMS, to 1,23 zł brutto

Wiele moich ulubionych blogów bierze udział w tym konkursie - szkoda, że wszystkie w tej samej kategorii (fokle okropność, że tak mało kategorii jest!) i nieliczne mogą zdobyć zaszczytne miejsca w pierwszej dziesiątce...

Gdziejest mój blog? Pasje? Hm... opis tłumaczący przynależność bloga do danej kategorii w tej kategorii jest mi dalszy od tego z kategorii dla blogów profesjonalnych... Czy mój jest pro? W sumie to pokazuję tutaj to co kocham, moje miłości i pasje, którymi jednocześnie zajmuję się zawodowo, można w sumie też powiedzieć, że profesjonalnie... I... marzy mi się, żeby w przyszłości, najlepiej tej bliższej - naprawdę przywiązywali uwagę do tego w jakim stanie podają prezent bliskiej osobie...

Od siebie wysyłam 10 SMSów na 10 blogów, które wg mnie powinny otrzymać miano Bloga Roku 2010.

Dla wszystkich głosujących!

poniedziałek, 10 stycznia 2011

O Targach Ślubnych

W sobotę pod wieczór jedziemy do hali sportowej Arena aranżować stoisko na Targi Ślubne. Wchodzimy głównym wejściem, a niemal na wprost nas napis: PARVIFLORA. No, fajnie, tak od wejścia nas widać! Ubieramy w woale ściany naszego niewielkiego stoiska, ustawiamy ladę, skręcamy stół... Brakuje podestów pod wiązanki. Przywieziemy jutro, jak wszystko pozostałe. Już czuję ten dreszczyk emocji, w końcu to nasze pierwsze targi ;) Wracam do pracowni, jest ze mną moja funfela Aga, która dzielnie pomaga mi w tworzeniu wiązanek ślubnych i biżuterii. Kończymy trochę po północy.

Rano wstaję półprzytomna, ale jak sobie pomyślę, co mnie czeka - od razu adrenalina wskakuje na wyższy poziom, krew zaczyna buzować - do roboty! W pracowni jestem już o 7 rano, zastanawiam się, czy zrobić rozamelię... Misiek mnie motywuje - a jako że kryzę zrobiłam nieco wcześniej - klejenie płatków z Red Naomi zajmuje mi nieco ponad pół godziny ;)

Ok, mam wszystko! Dzwonię do Agi (będzie moją Panną Młodą ;) ) - ta zjawia się w pracowni po 3 minutach! Pakujemy wszystko do samochodu i w drogę!

W Arenie wrzawa, niemal wszyscy wystawcy już są przy swoich stoiskach, krzątają się, montują, przekładają, przestawiają, dowieszają... No, my nie gorsi - wieszamy serca nad stołem, ustawiamy na nim dekorację, zakrywamy podesty, w końcu ustawiamy wiązanki. Pierwsi zwiedzający, pierwsze ulotki, pierwsze upominki w postaci płyty z pokazami slajdów, pierwsze rozmowy... Emocje wcale nie opadają, wręcz przeciwnie - stale w zenicie!

Podchodzi do mnie dziewczyna, ma identyfikator - również wystawca. Okazuje się, że jest to Monika, która również bloguje (warto wpaść do niej, do jej Monikowa), jest niesamowicie sympatyczną osobą, pełną pozytywynej energii - no ale nie może byc inaczej - w końcu to Florystka! I pochwaliła moje bukiety! Naprawdę wiele to dla mnie znaczy! Dziękuję Moniko i pozdrawiam cieplutko!

Zwiedzający, zwiedzający... dużo rozmów... "przymiarek" do bukietów... Z tłumu wyłania się moja nauczycielka florystyki, Kasia Wójcik. Łapię ogromnego stresa: co ona powie? O matko! Jak oceni?

- Madziu - aleś się postarała! Bardzo ładnie!

Uff, wiecie jaki kamor z serca?

Jeszcze znajoma Madzia, znajoma Kasia (która ma swoją niewielką kwiaciarenkę) i jeszcze jedna Madzia... No przed tą ostatnią również trema taka, że hej! Podoba się! aaaaaaaaaaaaa

Kilka minut przed osiemnastą zwijamy się. Strasznie zmęczeni, ale szczęśliwi wracamy do domu. Nie pamiętam nawet kiedy usnęłam...

*******
Zamierzeniem moim było zaaranżowanie stoiska tak, żeby było prosto, skromnie, przejrzyście ale jednocześnie elegancko. Dlatego postawiłąm na jakość a nie na ilość kompozycji. Zrobiłam 6 bukietów, do tego dekoracja na stół i za plecami Nowożeńców. Odwiedzającym się podobało ;) Niżej kilka zdjęć z tego dnia...