czwartek, 3 maja 2012

Granny Squares mnie pochłania!!!!!!!!

... kwadracik do kwadracika...

... dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami... NIE! WRÓĆ! jakieś 22 lata temu, więc całkiem niedawno, przecznicę stąd, na "drugim" podwórku, w majowym przedpołudniowym słońcu... Na drewnianym krzesełku, wyścielonym podartą poduszką siedzi siwiutka Staruszka, pani Owczarkowa. Jej zmęczone, szare, dobre oczy zza szkieł niewiarygodnie wielkich okularów patrzą na lekko drżące, pomarszczone, spracowane dłonie, w których wesoło skacze srebrzyste szydełko; to pętelkuje, to się chowa, to wyskakuje spod kolorowej nici włóczki koloru... nie pamiętam... może żółtego? Prawdopodobnie to jeden z tych wesołych kolorów być musi, bo pani Owczarkowa taka właśnie jest - pomimo szarości źrenic wydaje się być kolorową Wiosną!

Nieśmiało podchodzę do starszej pani, o której wcześniej tylko słyszałam, że przesiaduje na "drugim" podwórku, na zniszczonym krzesełku, tuż pod komórkami sąsiadów i hekluje. Hekluje? Znaczy się co robi? Szydełkuje? Tak po prostu? I to wszystko? 

- Chciałabyś się nauczyć? - ni stąd ni zowąd zagaduje starsza pani. Lekko wystraszona kiwam głową - no bo co mogę innego zrobić zupełnie zaskoczona reakcją na moje cichutkie podglądanie? - Jak masz na imię?
- Magda...
- Madziu - jutro wezmę ze sobą dwa szydełka - przyjdziesz?
Jasne, że tak! Może nie dlatego, że okropnie mnie to wszystko interesuje - ten stos malutkich kolorowych  wydzierganych skrawków i rosnący w dłoniach pani Owczarkowej kwadracik - ale chęć spróbowania czegoś, czego inne dziewczyny na podwórku nie robią bo pewnie nie potrafią... a ja się nauczę!

Zaraz po śniadaniu - biegnę na "drugie" podwórko - pani Owczarkowa już na mnie czeka - ze srebrzystym szydełkiem i kilkoma kłębuszkami w starej podniszczonej torbie foliowej, takiej co to - wiecie - z pogniecenia już zrobiła się nieprzezroczysta... Ha! Mam też swoje krzesełko! Trochę niewygodne, twarde, z rozklejającym się oparciem, drewniane, kołyszące się... w lewo, w prawo, do tyłu... o już się nie kołysze, przestawione nieco w bok... bo "drugie" podwórko to "kocie łby" - no, prawie, bo trochę rzadziej te kamienie wystają z ubitego szarego piachu niż z definicji "kocich łbów" wynika... mimo to - nie ma trawy...

Oczko, łańcuszek, słupek... I taki początek mojej przygody z szydełkiem... Codziennie odwiedzam panią Owczarkową i tak sobie heklujemy - ona wyczarowuje kolejny milion kwadracików, ja cały czas powiększam swój pierwszy kwadracik, kwadrat, kwadracisko... Przygoda trwa choć wakacje nastają, nawet podczas corocznego wyjazdu do Babci Helci do Czerniewic... Tylko ja, szydełko, kłębki (matko kochana! u Babci cały tapczan wypchany włóczkami! "Częstuj się skarbie!"), koc, miejscówka pod szeleszczącymi przy nawet najmniejszym podmuchu wiatru topolami, tam, na granicy boiska, przy drodze na "kopcowe"... a boisko to graniczy z ogródkiem, najpiękniejszym ogródkiem w całej wsi! Ogródkiem, w którym rośnie agrest, maliny, róże, szczypiorek, rudbekie, truskawki, czosnek... wszystko wymieszane, tak pięknie... Czasem Babcia wyrzuca z niego z uśmiechem piłkę - nie złości się na grających...

Zaczyna się szkoła, szydełko idzie do szuflady... Pani Owczarkowa już niecodziennie siada na krzesełku... Coraz chłodniej... Od czasu do czasu zaglądam na "drugie" podwórko, karmimy gołębie - na szydełko ciut za zimno i palce grabieją coraz bardziej...


*******

Nie mogę nigdzie znaleźć tej mojej pierwszej pracy - ogromny kwadrat, niezwykle kolorowy...

Ostatnio coraz częściej  wracam pamięcią do czasów dzieciństwa, do którego - dacie wiarę? - tęsknię... Wszystko tak proste... To znaczy wtedy takim się nie wydawało, a teraz... Wspomnienia... Bez nich jest niefajnie, dlatego kiedy tylko mam chwilkę - wspominam! Zastanawiam się - gdzie jest ten mój szydełkowy kocyk, kwadrat... ten pierwszy... Mama też nie pamięta, trochę szkoda... I tak sobie o nim myślę i myślę i... ZROBIĘ NOWY! 

A może nie kocyk? Może ciężki pled? Widziałam gdzieś fajny sznurek, tanio... Jak zepsuję - dotkliwych strat finansowych nie poniosę :)

Mam 3 kolory sznurka: różowy jasny, różowy ciemny i beżowy (w sumie to 2 kolory...), mam szydełko, siadam wygodnie w fotelu i... NIE PAMIĘTAM! Znaczy nie, że nic nie pamiętam, bo robię łańcuszek, zamykam, robię 3 słupki, 3 oczka, 3 słupki, 3 oczka, 3 słupki, 3 oczka, 3 słupki, 3 oczka i... CO TERAZ? Jak to się łączyło? yyy... MAMA! Ona jest królową szydełka! 

Siadamy, wspólnymi siłami wypracowujemy schemat, według którego powstaje pierwszy kwadracik, potem kolejny, i kolejny.

I tak mija mi czas wolny - 9 minut na kwadracik, kwadracików 92, sznurka już brak... Nie będzie pledu! Będzie ozdobna narzuta na miękkie siedzisko, które stoi w przedpokoju :) Wystarczy tylko pozszywać kwadraciki :) Mam już 16 razem złączonych, jeszcze tylko 76 :)




*******
Wiem, że wiele Bloggerek również szydełkuje te babcine kwadraciki, odwiedzam blogi i stronki, wiele mnie strasznie inspiruje! Mam już pomysł i włóczki na większą sprawę, ale czywolnego czasu mi starczy... bo zapału na pewno!