sobota, 31 lipca 2010

Moje pierwsze broszki...

... nie wiem, czy się nadają... ale... :)

... ale zdobią torebkę mojej koleżanki - w sumie obie jesteśmy zadowolone z efektu końcowego, ale od poczatku!

Siedzę  godzinami na Waszych blogach i przypatruję się tym fajnym broszkom - ot, teoretycznie prościzna, ale praktycznie... hm... no cóż... trochę nerwów tracę, parzę palucha! I w końcu rzucam tą część robótek ręcznych w kąt, mówię sobie - nie nadaję się do tego, nie wychodzi mi, widać nie moja dziedzina. Ok, godzę się z tym, jest tyle innych rzeczy do produkowania...

Poniedziałek, do kwiaciarni wchodzi Asia. Minę ma nietęgą, pytam więc o co chodzi - ta wyjmuje z reklamówki torbę. Skóra eko, ecru, może kość słoniowa, duża, faaaaaaaaaaaajna! Nadal nie wiem o co kaman. W końcu dowiaduję się, że torebka ma defekt - zdarty kawałek skórki i to w centralnym miejscu, na przodzie... No tak, masz problem, defekt, coś się popsuło? Wejdź do kwiaciarni - tu czary się zdarzają :) Główkuję, wymyślam, coś tu przyszyć, coś nakleić... A może by tak... broszki? Nie! Nie umiem, nie, nie i nie! Asia zostawia torbę, obiecuję jej, ze do piątku coś wymyślę.

Czwartek. Siedzę na zapleczu i dumam. Co tu zrobić, żeby naprawić tą torbę? Z tyłu głowy jakieś głosy po cichutku wołają: broszki, blogowe broszki! Nie! Nie umiem! Tym razem głośniej: BROSZKI! Hm... BROOOOOOSZKI!!!!!!!!!! No ok, próbuję. Wybieram 3 kolory szyfonówek: czekolada, rudy, ecru. Zaczynam wycinać kółka: mniejsze, większe, średnie i całkiem maleńkie. Odpalam podgrzewacz - mango-melon (obok jeżyny - mój ulubiony) - no w końcu praca ma być przyjemna, tak? Więc przyjemność czerpię pierw z zapachu świeczki. Opalam krążki jeden po drugim. Ałaaaaaaaaaaa! to mój palec! uff, ok, cały, jeszcze się nie zwęglił! Opalam dalej. Igła, nitka. Układam krążki, jeden na drugim, miarkuję, że chyba starczy... zszywam... Hm... brakuje środka, no przecież! Myślę, myślę... Mam! Koraliki drewniane! Szukam, no bo przecież nie mam wszystkiego pod ręką, cały czas coś przestawiam, sprzatam i niemogę się w tym porządku wcale odnaleźć! W końcu znajduję, 4 odcienie brązu - super! Świetnie pasują! Przyszywam - do największych broszek po trzy, do mniejszych po dwa, do maciupkich wystarcza jeden koralik. W sumie mam 10 broszek. Różne wielkości, w różnych zestawieniach odcieniowych. Idę do domu, zabieram je ze sobą. W sumie nie wiem po co, ale chyba mi się podobają, może chcę, żeby były cały czas ze mną? Tylko po co? Wiem, ahahhaha, jestem nienormalna (ale który artysta jest normalny? hiihih). Niestety mojej psiurze te broszki też się podobają i nim się orientuję - jedna już leży posiekana w drobne strzępy na podłodze... Moja wina, to tylko pies, jest coś ciekawego - trzeba to poznac z ząbkami...

Piątek. Zabieram broszki z powrotem do kwiaciarni. Nie mogę jednak od razu zabrać się za ozdabianie torby - robię pierw zamówioną dekorację ze słoneczników (można ją zobaczyć we wcześniejszym poście). W międzyczasie goszczę przesympatyczną klientkę, która zachwyca się broszkami i koniecznie chce kupić dwie - jedną dla siebie, drugą dla córki! O matko! Ja nawet nie wiem, jak je wycenić! Sprzedaję w końcu dwie za 13zł. Montuję na szybko zapięcia. Zadowolona klientka wychodzi ze sklepu. Ja dalej kończę dekorację słonecznikową. Kiedy słoneczniki piękne się prężą na brązowej matsumacie - zabieram się za torbę! Układam, przekładam, przesuwam, dokładam, odejmuję te broszki... W końcu decyduję się na 3 największe. I przyklejam je na stałe porządnym klejem, nie spadną na pewno!








Przychodzi Asia. Podoba się! Zaczynam wierzyć we własne umiejętności broszkowe! Aczkolwiek nadal uważam, ze Wasze są bardziejsze, no!



A co Wy o nich sądzicie? Piszczcie nawet najbardziej bolesną prawdę! Przyjmę na klatę wiele (ma wieeeeelką klatę, ahahha)!

Całuję i ślicznie dziękuję za każdy komentarz!

I przypominam o moim CANDY - jeszcze tydzień i losowanie!

piątek, 30 lipca 2010

Szufladowe wyzwanie # 3

Po raz kolejny podejmuję wyzwanie, jakie rzuciły Projektantki Szuflady! Chyba zaczyna mi to wchodzić w krew? Z poprzednim wyzwaniem miałam wiele szczęśćia - maszyna losująca wybrała właśnie mnie! Z czego się naprawdę ogromnie do tej pory cieszę, tylko jeszcze nie dostałam tych pięknych skrzydełek i serducha... Czekam z ogromną niecierpliwością, może w końcu do mnie zawitają?

Tym razem motywem przwodnim wyzwania numer 3 jest Holandia i zbiór fotoobrazków:


Moja interpretacja - może dość luźna - w każdym razie komu jak komu - ale mnie Holandia kojarzy się przede wszystkim z giełdą kwiatową w Aalsmer, skąd co drugi lub co czwarty dzień mam kwiatulce, które rozgaszczają się na moment w wazonach mojej kwiaciarni - to kompozycja kwiatowa - chyba utrzymana w powyższej kolorystyce i kształtach? :) No nic, oceńcie same!

widok z przodu

widok z góry

Żałuję, że nie robi się zdjęć w 3D - nie widać tych wszystkich wypukłości... Może kiedyś, w erze filmó trójwymiarowych - będą aparaty 3D?

Pozdrawiam ciepluko i dziękuję za poprzednie komentarze!

poniedziałek, 26 lipca 2010

Moja druga Rodzina...

Chyba maj 2009r. Tak, sprawdzam, 12 maja rejestruję się jako parviflora na Portalu Polskich Florystów FORUM KWIATOWE. Początkowo nie potrafię się tu odnaleźć, w sumie zapominam częściowo o tej stronie WWW… W końcu od postu do postu, około lipca, zaprzyjaźniam się z kilkoma przemiłymi Duszyczkami! Wiem, że niektórzy mnie tutaj podczytują – pozdrawiam Was serdecznie Kochani!

Na 1 października kilkoro z nas dostaje od Portalu VIP-owskie wejściówki na pokaz florystyczny na Rynku Hurtowym Bronisze pod Warszawą. To tam po raz pierwszy widzimy się „w realu”: renax, Ka-melia, Jola Darska, Margarett2008, bednarka77, Solid_Wood, janek, frezja… O ile wiem od dawna jak wygląda renax – znamy się osobiście jakiś czas, mieszkamy w tym samym mieście, mamy podobne zainteresowania, oczywiście florystyczne, o tyle zupełnie inaczej sobie wyobrażam Jolę Darską, Ka-melię czy janka… Fajny dreszczyk emocji, rozdaję nasze pierwsze forowe identyfikatory… Po pokazie idziemy na kawkę i ciacho do pobliskiej kawiarenki, tam ucinamy sobie przemiłą pogawędkę, dołącza do nas we własnej osobie p. Grzegorz Woźniak – jedyny polski producent gąbki florystycznej, właściciel firmy Victoria! Przesympatyczny człowiek. Niestety czas płynie nieubłaganie, trzeba wracać do domu, za chwil kilka odjadą nasze pociągi porozjeżdżamy się znów każdy do siebie i do swoich komputerów…

Bronisze, 1.10.2009r

Takie spotkanie wywiera niemały wpływ na moje uczucia przyjacielskie. Czuję, że się zaprzyjaźniam z ludźmi, z którymi łączy mnie przede wszystkim pasja. Pasja do florystyki! Jestem w gronie osób, które jak ja – czują to! Czują to wszystko co związane z tym fachem, nikogo nie nudzą tematy o wiązankach na imieniny, o wieńcach pogrzebowych, o plastelinie florystycznej…

Pisujemy sobie jeszcze więcej, jeszcze bardziej zacieśniamy więzy, jakie pojawiły się na Broniszach… Dochodzi do tego, że PW przestają nam wystarczać, wymieniamy się numerami GG. Jakoś na początku listopada (a może jeszcze pod koniec października?), dość późnym wieczorem, rozmawiam na Gadu z Ka-melią. Opowiada mi o swojej cudownej Córeczce, ciarki przechodzą mi po plecach, jak Karolina opowiada mi, co przeszły, co przechodzą, i że boją się o niepewną przyszłość… Od słowa do słowa – poruszamy temat Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (niegdyś dzięki jej akcji malutka Amelka została poddana badaniom, które szybko stwierdziły u Małej niedosłuch...) Pierw nieśmiało i po cichutku dojrzewa w nas pomysł – akcja… Kwiaty. Kwiaty dla gości w studio. Dla gości, którzy przyjdą i dadzą coś na ten szczytny cel i będą o tym rozmawiać podczas wejść antenowych. A wśród tego wszystkiego my… Floryści z eFKa… Uda się? Być może! Ale dużo pracy przed nami… I najważniejsze – bez sponsora nie ruszymy! Mamy kontakt z Fundacją Jurka Owsiaka. Niemal osobisty. Postanawiamy, że Karola napisze maila do Fundacji, opisze co chcemy zrobić i poczekamy na odzew, jeśli będzie akceptacja – ruszymy dalej, czyli przedstawimy pomysł jankowi – może on się zajmie pozyskaniem pieniędzy od sponsorów? Idę spać, nie mogę jednak usnąć, niemal do rana myślę i myślę, i mam przeczucie, że damy radę! Nazajutrz – odtąd żyjemy WOŚPem i akcją dla niej – piszemy do innych dziewczyn maile. Margarett2008, Jola Darska, frezja… Zgadzają się – znaczy chcą razem z nami układać bukiety i rozdawać podczas wielkiego Finału, 10 stycznia 2010r… Ekipa jest, okazuje się po kilku dniach – akceptacja też jest, janek zajmuje się sponsoringiem. Zaczyna się nerwówka…

Dziś napiszę Wam tylko tyle, że się udało, wzięliśmy udział w XVIII Finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, setka bukietów, 48 godzin florystyki, zero godzin snu… Szał! W kolejnym poście opiszę całą akcję, pokażę zdjęcia z tego dnia i z dnia poprzedzającego, czyli z wielkich przygotowań…

Studio telewizyjne TVP, 10.01.2010r

Po WOŚPie bardzo się zżyliśmy ze sobą. Mam wrażenie, jakobym znalazła się w nowej Rodzinie…

Forum żyje, spotykamy się obowiązkowo codziennie – jak kogoś nie ma – od razu to zauważamy, martwimy się, pytamy, co się dzieje… Tak jest do kolejnego pomysłu – Portal organizuje swoje pierwsze warsztaty florystyczne. Rudniki, Galeria w Polu, 2 dni z kwiatami, Florystka Monika Bębenek, niemal 20 użytkowników Forum Kwiatowego… W taki sposób świętujemy Dzień Florysty – przypadający na 27 kwietnia. Ale to materiał na samodzielny post.

Dzień Florysty, Rudniki, 27.04.2010r

Cały czas coś się dzieje, niestety odwołany zostaje pokaz na Broniszach, który miał się odbyć w czerwcu… Powodem jest sytuacja powodziowa w kraju i małe zainteresowanie imprezą… A już mieliśmy nadzieję na kolejne piękne spotkanie w gronie florystycznych przyjaciół! Nic straconego, pokaz przerzucony na październik, ale zanim to nastąpi – jest kolejna akcja, tym razem ogólnopolska – Floryści Dzieciom – ostatnie 2 tygodnie sierpnia należą do dzieciaków i florystów! O tej akcji napiszę dopiero, jak się zakończy – aczkolwiek można o niej poczytać już i co nieco się dowiedzieć TUTAJ. Zapraszam!

I - jak w każdej rodzinie - są spory, brak akceptacji czy zgody, czasem wprost jakieś kwasy... Osobiście kilka razy zawiodłam się na tym czy owym, na kimś...ale co zrobić?... Mimo wszystko chyba warto mieć Bratnie Dusze wokoło :)

To chyba tyle...

czwartek, 22 lipca 2010

Bukiet bukietem...

... a co z butonierką?

No właśnie... Przy zamówieniu wiązanki ślubnej - kolejną dekoracją, o której każdy pamięta - jest butonierka. Aczkolwiek nie zawsze Narzeczony sobie życzy tego typu ozdobę...

Co to jest tak naprawdę butonierka? Z francuskiego butoniére - oznacza tyle co dziurka w lewej klapie marynarki lub żakietu, poczatkowo służąca guzikowi, następnie jako miejsce, w które wkładało się kwiat, miniatury odznaczeń itp. Na przełomie XVIII i XIX wieku butonierką nazywano maleńki flakonik na kwiaty, który mocowany był do kobiecego stroju balowego. Dziś pod pojęciem butonierki rozumiemy pojedynczy kwiat lub stroik kwiatowy wpinany w klapę marynarki garnituru Pana Młodego. W klapę a nie w kieszonkę - o czym bardzo często się zapomina i namiętnie upycha biedne kwiatuszki, często misternie ułożone w kieszonki, z których prędzej czy później i tak wypadną...

I jeszcze jedno - jak butonierka to nie wyoustka w kieszonce... Jak się ktoś uprze to ok, ale lepiej wygląda jedna dekoracja naraz - czyli albo kwiatki albo wypustka.

Dzisiejsze garnitury, a także smokingi, surduty itp. często nie mają dziurek, czyli butonierek, dlatego florystyka wyszła naprzeciw tym zabiegom krawieckim i proponuje przypinkę na kształt broszki, którą z łatwością upina się na klapie. Często spotyka się dokładanie do butonierki szpilki z ozdobną (perłową lub kryształową) główką. Wg mnie nie jest to dobre rozwiązanie, z kilku powodów, z których głównym jest niestety niebezpieczeństwo ukłucia...

Florystyczne "butonierki" - mocowane pod kwiatem/stroikiem lub za kwiatem/stroikiem, powinny być praktycznie całkowicie zamaskowane, ewentualnie jak najmniej widoczne, jako że są elementem technicznym dekoracji, a każdy element techniczny powinien być ukryty

Butonierka Pana Młodego powinna być dopasowana charakterem do bukietu ślubnego Panny Młodej, natomiast butonierka Świadka - do dekoracji kwiatowej (bukieciuku, korsażu, epoletu itp) Świadkowej. Idealnym jest stan, kiedy wszystkie dkeoracje kwiatowe orszaku ślubnego są na jedną nutę :)

Kwiaty do butonierki powinny zostać odpowiednio przygotowane - o ile bukiet czasem może być ułożony w tzw. mikrofonie florystycznym, gdzie kwiaty mają dostęp do wody, o tyle kwiat w butonierce nie zawsze - wyjątkiem są butonierki z fiolkami z wodą, jednak fiolki czasem mogą popsuć ogólny "look", dlatego się z nich rezygnuje. Żeby utrzymać świeżość kwiatów w butonierce - przeprowadza się kilka zabiegów wzmacniających - te każdy florysta ma swoje sprawdzone, nie zawsze chce o nich opowiadać, to coś na wzór tajemnicy zawodowej ;) Nie ma co ukrywać, magikami nie jesteśmy, ale potrafimy odpoiwednio zadziałać, by kwiaty dłużej cieszyły oko i pieściły duszę...

Poniżej przedstawiam Wam niektóre butonierki, które wykonałam do bukietów ślubnych. Różnie bywa u różnych florystów - u mnie butonierkę dla Pana Młodego zawsze robię gratis.























Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam :) dziękuję za komentarze :) i - jeśli ktoś jeszcze się nie wpisał - zapraszam na moje CANDY :)

Z pozdrowieniami!

wtorek, 20 lipca 2010

Prezentowiskowe CANDY #1

I tak jak obiecałam - w Miejscu Sympatycznych Klimatów - pierwsze CANDY!

Jest kilka powodów: w końcu prowadzę blog, który żyje swoim życiem :), który został odwiedzony ponad 1000 razy, uśmiechnęło się do mnie szczęście w losowaniu nagrody za wyzwanie #2 w Szufladzie, spotkałam tu mnóstwo fantastycznych Duszyczek - mam nadzieję, że zaprzyjaźnimy się na dłużej ;)

Mam dla Was 2 cukieraski:

1) PREZENT NIESPODZIANKĘ - oczywiście zapakowaną moją metodą ;) - opakowanie jest lekko przezroczyste, można więc podejrzeć, co kryje się wśrodku :) A kryje się coś razy 2 :)


2) PRZYDASIE DO PAKOWANIA PREZENTÓW - czyli zestaw poczatkującego pakowacza :) prezentów; w skład którego wchodzą:
- garść różowych piórek
- płat 50x100cm flizeliny ecru drukowanej złotym brokatem
- płat 50x100cm flizeliny czerwonej
- płat 50x50cm flizeliny zielonej
- 13 różyczek z organzy (m.in. fioletowe, ecru, białe)
- 2 garście koralików akrylowych (m.in. fioletowe, zielone, pomarańczowe, różowe)
- 2 garście kryształków akrylowych (m.in. białe, niebieskie, czerwone, fioletowe)
- 12 mb sznurka woskowanego satynowego (po 3 mb: różowy, zielony, żółty, fioletowy)
- 10mb sznurka papierowego ecru
- 2mb drucika w żółtym papierku
- 2mb sznurka sizalowego
- garść sizalu fioletowego
- garść sizalu czerwonego
- garść sizalu naturalnego
- 2 rolki papieru ozdobnego (w różyczki, w słoneczniki)
- 3 małe eko-torebeczki z wyciętym motywem serduszka
- 3 małe eko-torebeczki gładkie (warto je oryginalnie ozdobić)
- 1 duża eko-torebeczka gładka (warto ją oryginalnie ozdobić)
- 3 papierowe słoneczniki
- 3mb wstążki żyłkowanej zielonej
- PREZENT NIESPODZIANKA



Nagrody są 2 - więc 2 osoby zostaną wylosowane :) A żeby mieć szansę na zdobycie któregoś cukieraska - wystarczy:

1. zostawić komentarz pod tym postem do północy dnia 6 sierpnia
2. umieścić info o CANDY na swoim blogu, podlinkować zdjęcie

Będzie mi bardzo miło, jeśli dodacie mój blog do swojej listy obserwowanych blogów :)

Pozdrawiam i życzę powodzenia w losowaniu, które odbędzie się 7 sierpnia.

sobota, 17 lipca 2010

Moje zwycięstwo w Szufladzie!

aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

tak zareagowałam po przeczytaniu tego posta w Szufladzie!

Szok - no bo w końcu jak to jest z tym losowaniem? Wystarczyło odrobinę szczęścia... i już? ha! Ano!

Wygrałam - hm, zastanawiam się, czy można w sumie tak napisać, że wygrałam, w końcu to nie był swoisty konkurs, nie było żyri, ale maszyna losująca... W każdym razie - moja radość jest przeogromna!

Moja NAGRODA za udział w wyzwaniu #2 Szuflady jest taka:


Już się nie mogę doczekać jak piękne zawieszki powieszę na komodzie!

Pozdrawiam serdecznie - i obiecuję w tym tygodniu CANDY - będą powody co najmniej 3 - ale o tym w poście ze słodkościami :)

piątek, 16 lipca 2010

Bractwo Piwne

Chciałam dać się Wam bliżej poznać; oprócz tego, że jestem biologiem, florystką, miłośniczką wszelkiego hendmejdu - to od pół roku jestem Siostrą Piwną (hahaha) w Bractwie Piwnym Kręgu Łódzkiego.

Bractwo Piwne Towarzystwo Promocji Kultury Piwa to ogólnopolska organizacja konsumentów piwa, jej członkowie jako jedyni reprezentują Polskę w Eusropejskiej Unii Konsumentów Piwa (EBCU). Krąg Łódzki BP powstał w 1995 roku by promować piwo jako alternatywę niskogatunkowych i wysokoprocentowych trunków.

Tyle z definicji - teraz coś ode mnie. Dlaczego Bractwo Piwne? Zaczęło się dość dawno, pierw mój młodszy Brat postanowił wstąpić do Bractwa. Potem wciągnął w to Tatę. Zaczęli opowiadać, jakie piwo potrafi być smaczne - że to nie tylko gorzki napój, który jest powszechnie znany pod markami Tyskie, Warka, Żywiec itp. To również moc gatunków piw regionalnych. Zaczęli kupować te "inne" piwa i częstować mnie, Mamę, mojego Małża... No, piwo potrafi być smaczne! Zaczęłam się bardziej interesować tym napojem, kupowałam, smakowałam, zaczęłam uczęszczać na spotkania Bractwa i tak od spotkania do spotkania - zaproponowano mi wstąpienie w jego szeregi, na co przystałam z ogromną przyjemnością. W styczniu dostąpiłam zaszczytu zasilenia szeregów Bractwa Piwnego w Łodzi, wraz z Małżem i Mamą. Tak - ją też Tata i Brat wciągnęłi!


Moim ulubionym piwem jest Magnus z browaru Jagiełło - przepyszne, ciemne piwo, delikatnie dosładzane miodem... No coś fantastycznego, nawet nasza psiura Gaja rozsmakowała się w Magnusiku...


Niedawno odbył się tzw. II Konsumencki Konkurs Piwa, w którym czynnie brałam udział - smakując i oceniając różne gatunki piw. :)))))) [wyniki tego Konkursu - na stronie http://www.bractwopiwne.pl/ ]



I jeszcze mały dowód na to, że jestem Siostrą Piwną ;)


Piwu Cześć!

:))))))))))))))))))))))

czwartek, 15 lipca 2010

Szufladowe wyzwanie # 2

Postanowiłam i tym razem podjąć wyzwanie z Szuflady, inspiracją którego jest poniższe zdjęcie:


A oto moje dziecię - w kolorach z powyższego zdjęcia, w kształtach z powyższego zdjęcia i - chyba dość wakacyjnie się zrobiło na wystawie mojego sklepu :)



mam nadzieję że zaliczyłam? ;)

Pozdrawiam serdecznie i zmykam spać... upały mnie powaliły i nie mam siły na nic :(

niedziela, 11 lipca 2010

Floralno-ślubne przygody...

... czyli złe dobrego początki :)

Tak, tak - nie pomyliłam się w podtytule posta! Bo wszystko zaczęło się w sobotę wczesnym rankiem. Budzik nastawiony na 4 rano - chcę jak najwcześniej pojechać na giełdę, kupić kilka drobiazgów brakujących do kolejnego mojego florystycznego dzieła pod tytułem: "Do ślubu". Budzik dzwoni. Zawsze dzwoni. Tym razem też musi. Nie słyszę go ani ja, ani mój Małż... Otwieram oczka i pierwsze spojrzenie pada na zegar - 7:00! O zgrozo! Co jeśli się nie wyrobię? Giełda, potem zrobienie bukietu, butonierki, kwiatów do włosów, serduch goździkowych w podziękowaniu rodzicom... Chyba to wszystko. Dam radę, no muszę - o 12: 00 umówiony odbiór.

Na giełdzie jestem o 7:40. O 8:00 zamykają... Biegiem wpadam w interesujące mnie alejki, na wybranych stoiskach przestępując z nogi na nogę wybieram przydasie i niecierliwię się, bo sprzedawca właśnie ucina sobie miłą na pewno pogawędkę z kimś z sąsiedniego stoiska! ZAPŁACIĆ CHCĘ ZA TE KRYSZTAŁKI! No, wreszcie pani odbiera ode mnie pieniążki. Lecę w kolejną alejkę, inne stoisko: druty. Szybko płacę i wybiegam. Jeszcze po drodze liście do bukietów okolicznościowych - jak zwykle brakuje mi aspidistry, na stoisku mojego ulubionego Zieleniaka (tak nazywam przesympatycznego człowieczka, który sprzedaje liściorki) - tez brakuje - lecę dalej - jest, kupuję 3 pęczki po 10 sztuk. I do samochodu! AAAAAAAAAA! Klej - przeciez bukiet ma być klejony! Mam jakieś pozostałości, ale na pewno nie wystarczy! Wracam do pierwszego stoiska - poprszę klej - jest! Płacę. I do samochodu. Podjeżdżam pod kwiaciarnię - godzina 9:00. Masakra! 3 godziny do odbioru kompozycji, godzina do otwarcia kwiaciarni. A jak ktoś wejdzie i będzie chciał coś ekstra a ja nie mam czasu? Co ja zrobię? Mała panika przeradza się w coraz to większą... Dziękuję sobie, że wszystkie stelaże zrobiłam wcześniej, dziś tylko naklejanie kwiatów, komponowanie zieleninki, dekorowanie kryształkami. Zdążę. Muszę. Najwyżej otworzę kwiaciarnię godzinkę później.

Zaczynam naklejać pojedyncze kwiaty falenopsisa. Klej coś dziwnie pachnie. W zasadzie to śmierdzi! Co jest z nim nie tak? Słyszałam, że zmienili siedzibę i fabryka inna. Może zmienili jakiś składnik. Trudno. Kurczę, nie klei się tak, jak powinien! Nie schnie! O zgrozo!!!!!!!! Po drugiej stronie podklejonych kwiatów zaczynają wychodzić jakieś czarne plamy! Klej chyba pali płatki! I kolejne czernieją! Wyrzucam w sumie 10 kwiatów - a jeśli mi nie wystarczy tych, co zostały? Robi mi się gorąco, czuję krople potu na plecach, o czole nie wspmnę... Stary kklej! Powinnam jeszcze mieć jakieś pozostałości! Szukam w przepastnej szufladzie sfatygowanej, prawie pustej tubki. Jest! Międlę ją, klej zaczyna powolutku wypływać. Nie śmierdzi. Wogóle nie ma zapachu. Podklejam kwiaty. Wszystko jest ok, uffffffffffff. Bukiet gotowy. teraz butonierka dla Pana Młodego i grzebyk do włosów Panny Młodej. Mam! Otwieram kwiaciarnię kilka minut po 10tej. Obsługuję kilku klientów, na szczęście nie są megawymagający. Zabieram się za robienie serduch goździkowych. Stoją już dumnie w wazonach! Uspokajam się, patrzę na zegar, 11:30. Mam pół godziny na zrobienie zdjęć. Fotografuję, poprawiam niedociągnięcia. Jestem z siebie dumna!

Kilka minut po dwunastej ktoś od Panny Młodej przyjeżdża po kompozycje. Pakuję, objasniam, czyli procedury jak zwykle. Dziewczyna pyta: a dla świadków nic nie ma? Ja na to, że nie było zamawiane... Troszkę rozmawiamy, żartujemy. Przeglądam raz jeszcze umowę, a tam... ZAMÓWIENIE NA BUTONIERKĘ DLA ŚWIADKA I KORSAŻ DLA ŚWIADKOWEJ! O mamo! Ale mi się słabo zrobiło! Jak ja mogłam to przeoczyć?! Dorobię! Pewnie! Dowiozę! Dziewczyna podała adres, numer telefonu, wyszła. Drut - mam. dzwonek irlandzki - mam. Starzec - jest! Falenopsis - NIE MA! Główny kwiat - brakło mi! Gdzie ja teraz kupię? Myśl Madziu, myśl intensywnie! TEŚCIOWA! Tak, ona ma takie same storczyki na parapecie, widziałam przedwczoraj! Akurat Małż jest u swoich rodziców, pomaga przy remoncie. Dzwonię do niego - "kochanie przywieź mi tego amarantowego storczyka mamy! Nie pytaj! Wytłumaczę jak przyjedziesz!". Przywozi po 15 minutach od telefonu. Ucinam 2 kwiaty - chyba się nie zorientuje, akurat w domu jej nie ma, więc nie było jak zapytać, poza tym to trochę krępujące - jakby nie było... Kleju już praktycznie nie mam! Rozcinam tubkę, wyciągam wysychające gluty wykałaczką, starcza... Robię butonierkę, korsaż, daję Małżowi adres, kompozycje i proszę, żeby zawiózł. Ma akurat po drodze... Szczęśliwy zbieg okoliczności? Dokładam Młodym 2 torebki płatków róż, na przeprosiny... Moje Kochanie spisuje się na medal, zawozi, przeprasza w moim imieniu, daje płatki... Musi fajnie wyglądać - w zapapranych portkach roboczych i rozwalających się klapkach równie umazanych cementem co reszta odzienia. Kocham go! Zawsze ratuje mnie z opresji!

Siadam na zapleczu, na siedząco robię kawę. Upijam łyk, drugi... Odycham z ulgą. UDAŁO SIĘ! A klej zawiozę, oddam i... nie wiem w sumie co.

Poniżej fotki tego, co zrobiłam w wielkim stresie:

"kryształowy" bukiet ślubny - mam nadzieję, że wymarzony przez Pannę Młodą :)

"kryształowy" bukiet ślubny - inne ujęcie

i jeszcze raz bukiet ślubny - z każdej strony

butonierka Pana Młodego

grzebyk kwiatowy do wpięcia we włosy Panny Młodej

butonierka Pana Świadka

korsaż na rękę Pani Świadek

dla Rodziców

Wiecie co? Uwielbiam to; ten stres, ten pośpiech, tą adrenalinkę, nawet gdy sytuacja jest ekstremalna, czy to z braku wystarczającej ilości czasu, czy z innych powodów... Kocham FLORYSTYKĘ. I Małża. I psiurę Gaję. I wogóle jestem strasznie kochliwa! Pozdrawiam Was serdecznie moi kochani Odwiedzacze!