niedziela, 3 czerwca 2012

O szklankach pękających ze śmiechu i innych takich

"Kiedy przyjechały ze sklepu, było ich sześć. Sześć szklanych szklanek ze szklanym szlaczkiem.
Sprzedawca mówił, żeto pół tuzina, a babcia, która je kupiła, powiedziała o nich "sześcioraczki".
- Wyskakujcie z paczki, moje sześcioraczki - powiedziała, stawiając paczkę ze szklankami na kuchennym stole. I zaraz zaczęła je rozbierać z bibułkowych pelerynek, w które były poubierane.
- Wyskakujcie z paczki, moje sześcioraczki - zachichotała pierwsza szklanka. - Ojej, jakie to śmieszne! Takie śmieszne, że chyba pęknę ze śmiechu!
I wyobraźcie sobie, że rzeczywiście pękła.
Więc w czasie kąpieli pod kranem było ich już tylko pięć.
- Umyję wam szlaczki, moje pięcioraczki - powiedziała babcia i puściła wodę z dwóch kurków naraz. Trochę wody z czerwonego i trochę z niebieskiego.
- Umyję wam szlaczki, moje pięcioraczki - powtórzyła sobie po cichu druga szklanka. I zaraz zaczęła się okropnie śmiać. Bo tak ją to rozśmieszyło. A ponieważ śmiałą się do rozpuku, więc oczywiście także pękła.
I teraz nie ma już w domu ani sześcioraczków, ani pięcioraczków, tylko są czworaczki. Pijemy z nich herbatę, pijemy mleko i bardzo uważamy, żeby żadnej z nich niczym nie rozśmieszyć, bo wcale nie chcemy, żeby nasze szklanki pękały ze śmiechu."

I jak? Ja mam rogala od ucha do ucha! Powyższe opowiadanie, autorstwa Wandy Chotomskiej, rozbawia mnie za każdym razem, kiedy je czytam! Czuję, że za chwilę zmienię się w taką szklankę, co za chwilę pęknie ze śmiechu! Uwielbiam takie momenty, kiedy się pęka ze śmiechu - są o wiele fajniejsze, niż kiedy się nie pęka! Życzę Wam wszystkim pękania ze śmiechu właśnie, bo wtedy czujemy się naprawdę dobrze i na duchu i na ciele i pomimo, że dookoła marzenia pryskają jak bańki mydlane... Śmiejmy się do rozpuku!

*******
Nadal kwadracikuję. Mam już przeszło setkę kwadracików na pledzik, który jest przeznaczony na prezent. Nie powiem komu, nie powiem na kiedy - niech to będzie jeszcze chwilkę tajemnicą dla rodzinnych podczytywaczy :)

*******
Tak się zastanawiam, bo... Mówi się, że jak COŚ jest do wszystkiego to jest do niczego. Czy tak samo jest z ludźmi? Czy jeśli KTOŚ jest od wszystkiego, to jest do niczego? Bo weźmy tak na przykład mnie. Robię wiele rzeczy, czasem strasznie naraz... I najczęściej cieszą mnie efekty. Ale - no właśnie... to małe 'ale'... Podpatruję Wasze blogi - i w sumie najczęściej jasno można określić i stwierdzić jednoznacznie, czym się zajmujecie - jedne szyją tildy, inne torby albo pościel, jedne dekupażują, inne są mistrzyniami w kartkowaniu lub tworzeniu sutaszowej biżuterii. A ja? Z jednej strony florystyka, układanie bukietów. Z drugiej strony - decoupage, z następnej strony - szydełkowanie kwadracików albo filcaki, albo... szycie na maszynie ostatnio tak jakoś... I zastanawiam się, co ma sens, w czym jestem lepsza, co lepiej mi idzie... I nie wiem... I czasem mam wrażenie, że nic nie potrafię w szczególności. Zbyt wiele srok za ogon? 

*******
Niedługo stuknie druga rocznica mojego blogowania. Dobrze mi tu z Wami! Dlatego szykuję coś extra, ale co to będzie - zdradzę po powrocie, za 3 dni, z Bardzo Zielonego Przedszkola (to coś jak zielona szkoła, tylko bardziej i dla przedszkolaków), ze Spały. Chcę otworzyć oczy Milusińskim na piękno przyrody. Trzymajcie kciuki!

*******
A teraz idę pękać ze śmiechu! Pa!

9 komentarzy:

  1. Wiesz -ja takze mam często podobne dylematy.Interesuje mnie mnóstwo rzeczy.Czesto myslę ze łatwiej jest iść w jednym kierunku-ale ja tak niestety takze nie potrafię.Usłyszałam kiedys takie powiedzonko-człowiek orkiestra gra na rózne nuty.Zapewne coś w tym jest...Pozdrówka ciepłe-aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też robię wiele rzeczy i interesują mnie nowe techniki ręcznych prac - ogólnie mówiąc. Gdy coś mnie zaciekawi, to nie mogę sobie odmówić przyjemności spróbowania "nowego"... Też kocham kwiaty i ich układanie, uwielbiam robić kartki, lubię decoupage, szydełkowanie i ... nie wiem co jeszcze :)
    Dawno Cię nie było... Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, dużo z nas robi różności, mnie nie wszystko wychodzi pięknie, ale próbuję.Jestem w tej dobrej sytuacji, że to moje hobby, ja z tego nie żyję;-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Acha, opowiadanie Chotomskiej świetne!

    OdpowiedzUsuń
  5. Też sobie takie pytania często zadaję i nie doszłam do żadnych satysfakcjonujących wniosków, więc dalej zajmuję się wszystkim, co mi w oko wpadnie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też taki trochę mam....trochę szydełko, trochę kartki, trochę śpiewam inne takie... I tez się wobec takiego samego pytania stawiałam i w zależności od stanu ducha albo jest to moja słaba strona albo mocna...bo niby jestem taka uniwersalna, a właściwie nic na 100% Chyba nie ma co się zastanawiać tylko szlifować te talenty-diamenty w zależności od nastroju i potrzeby. jak widzisz wiele osób tak ma bo jak ktoś jest uzdolniony to po prostu jest i nie ważne w czym:):):):) A śmiać a właściwie rechotać się do łez uwielbiam. Aktualnie mam małego ssaka -Asiulke i czasami jak oglądam komedie i jednocześnie karmie to Asiulka odrywa od piersi dziubasa i patrzy zdziwiona co jej się tak "butelki" trzęsą:):):):

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja jako kolejna napiszę, że dla mnie to też stan naturalny - zajmować się wszystkim równocześnie, uczyć się nowych stylów i technik, próbować czegoś, czego jeszcze nie umiem. owszem, w danym momencie przeważnie jest jakaś "myśl przewodnia", ale zainteresowania innymi technikami pozostają, tylko czekają na odpowiedni czas.

    OdpowiedzUsuń
  8. Opowiadanie super - "pękłam" ze śmiechu :)
    Ja tam lubię próbować różne techniki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajna opowiastka. A co do przysłowia to mówi ono że jak COŚ jest do wszystkiego to jest do niczego. Powiedzenie to nie dotyczy KTOŚ-ów, a w szczególności artystów. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń