czwartek, 19 stycznia 2012

Czerwone korale...

... no dobra, może nie czerwone, ale z czerwonymi różyczkami!

Jesień w parku... Jest pięknie, jest cudownie, jest... strasznie żółto! Pomimo, że mamy już listopad, to pogoda jak najbardziej dopisuje; jest słonecznie i ciepło, choć pod butami szeleszczą wilgotne liście klonów. Nie tylko klonów. Słychać jeszcze śpiew ptaków, co prawda nie tak wesoły, lekki, niby srebrzysty jak wiosną, ale równie ciekawy i piękny... Złocisty...? Jesienny... Wystawiam raz po raz twarz do słońca, które dotyka moje policzki przyjemną, delikatną dłonią... Kocham takie chwile, choć jestem sama - bo muszę się Wam przyznać, że nienawidzę być nigdy sama, zawsze potrzebuję bliskości choć jednej osoby... Ale dziś jest inaczej... Jutro już tak nie będzie... Jak to klasyk kiedyś coś, że piękne są chwile - ta chwila własnie trwa i jestem jej całkowicie świadoma. Teraz. I tu, w parku. Błogostan przerywają coraz bliższe moim uszom wesołe pokrzykiwania. Wiem przecież doskonale po co tu jestem i wiem też, że będzie coraz głośniej, czar pryska ustępując nieco innemu,niestety już nie tak kojącemu...

Rozśpiewane dzieciaki z jednego z łódzkich przedszkoli idą na spotkanie z przyrodnikiem, czyli ze mną. Chcę im pokazać, jak jest pięknie! Bo patrzeć na piękno to niekoniecznie je widzieć... Po przywitaniu od razu pokazuję maluchom pomnik przyrody.Jedne są zachwycone, inne z niedowierzaniem patrzą przed siebie - no bo przecież jak drzewo może być pomnikiem? Pomniki są przecież z kamienia! Wędrujemy po złotym dywanie od drzewa do drzewa, opowiadam im różne ciekawostki, przytulamy buzie do kory jawora, dębu, kasztanowca, lipy. I tak wędrujemy parkiem po złotym dywanie, coraz ciszej, coraz więcej widzimy, coraz więcej słyszymy - słuchamy tego, co mają nam do powiedzenia drzewa! A mówią naprawdę wiele i bardzo ciekawe historie z tego wszystkiego powstają w wyobraźni dzieciaków, które na koniec spaceru obdarowują mnie ogromnym bukietem liści! Żegnamy się z obietnicą na ustach, że kiedy nadejdzie wiosna - znów się tu spotkamy...

Piękne obrazy, chcę je zatrzymać w pamięci na dłużej, nie robię zdjęć, na nich nie będzie TEGO wszystko widać...

I tak oto w doskonałym humorze, z naładowanymi akumulatorami, z odpędzoną zbliżającą się nieuchronnie - jesienną depresją - wracam do domu. Tramwaje? Autobusy? Dziś nie istnieją... Spacer, nawet po głośnym śródmieściu dziś jest wyjątkowy. Po drodze widzę więcej, niż gdybym przemieszczała się środkiem komunikacji miejskiej. Widzę między innymi wystawę sklepu, który zaliczam do tych "znienawidzonych", do tych, w których zostawiam morze pieniędzy... To JABLONEX. Świat sztucznej biżuterii, a dla mnie świat przede wszystkim koralików. Szybki rachunek sumienia portfelowego. Ok, mogę sobie pozwolić na kilka paciorków. Wybieram i wybieram, szklane, drewniane... Z tych ostatnich zaraz po powrocie do domu od razu robię użytek. Maluję, oklejam, lakieruję i nawlekam. Oczywiście cały proces trwa dłuższy czas i tak gdzieś około północy - przymierzam. Moja pierwsza własnoręcznie wykonana w technice decoupage biżuteria. Czerwone korale.... no dobra! Może nie czerwone, ale z czerwonymi różyczkami!


4 komentarze:

  1. Serio to Twoja pierwsza biżuteria deku? Super:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio! Po tych koralikach były już kolejne, i jakieś bransoletki, ale do tego kompletu mam sentyment, wiąże się z nim to wspomnienie złotej jesieni, choć bardzo naciągane są to skojarzenia ;) Ogólnie coraz bardziej popadam w decoumanię - jak to niektórzy nazywają!

      Usuń
    2. To aż się chce powiedzieć: idźcie tą drogą obywatelko;)

      Usuń
    3. No idę... ogólnie to szukam pomysłu na siebie... Ostatnio siedzę też w filcu, niebawem pokażę co nieco ;)

      Usuń