No właśnie! Muszę się trochę wyżalić!
Wstawiam do wazonu z kondycjonerem pomarańczowe cantedeskie. Użyję ich do bukietu ślubnego i innych dekoracji, tak do kompletu. Mija kilka godzin, zaczynam układać bukiet. Wydaje się na pierwszy rzut oka, że ten typ bukietu to prościzna! Przecież wystarczy wziąć przyłożyć kwiat do kwiata, związać, owinąć tasiemką, ozdobić. Ot, i cała filozofia! Tylko czemu cena takiego bukietu jest taka wysoka?! No, i tak sobie układam. I rozwalam. I układam na nowo. I znowu rozwiązuję! Ile jeszcze takich prób nieudanych? Dlaczego kwiaty nie chcą mnie słuchać? Przecież praktycznie zawsze szło dość gładko... Zaczynam doceniać swój spryt - bukiet układam w piątek :) więc do soboty mam jeszcze teoretycznie jeszcze sporo czasu! Teoretycznie... No, w końcu, po jakiś 3 godzinach przecinanych nieładnymi wyrazami - bukiet związuję na gotowo. Wstawiam do wody z kolejną odzywką. Niech do jutra kwiatki sobie jeszcze popiją...
Zabieram się do przygotowania butonierki i ozdób dla świadków oraz na autko. Przeglądam umowę, a tam jak wół napisane: świadkowie - cantedeskie białe! Matko kochana! Co się ze mną dzieje? Ostatnio coś rozkojarzona chodzę... Chyba brak urlopu robi swoje... Dzwonię do Miśka z fantastyczną nowiną - jutro jedziemy na giełdę - mam nadzieję, że dostanę to co chcę... Już nic nie robię, rano dam radę ze wszystkim.
Na giełdzie pełno cantedeskii. W sumie czas ich największego rozkwitu powoli przemija, ale i tak jest w czym wybierać. ALE - nie ma nigdzie białych! Robi się gorąc! I w hurtowni nie ma, i na giełdzie jednej nie ma, na drugiej... hm coś jest, jakby biała. Ale to nie Crystal Blush, która jest najpiękniejszą białą cantedeskią... Biorę co jest.
Pierw dziergam dekoracje dla świadków. Następnie przygotowuje kwiat we włosy dla Panny Młodej, potem butonierkę dla Pana Młodego. Wykańczam bukiet. Coś jednak mi w nim nie gra tak do końca... Robię zdjęcia.
Przyjeżdża Pan Młody i odbiera wszystko prócz deko samochodu - kierowca ma podjechać pod kwiaciarnię po czternastej. Ok. Do tego czasu spokojnie przygotuję kwiaty. Ma to być po 1 kwiatku przy każdej klamce, czyli sztuk 4 i 3 sztuki luzem rzucone na maskę. Tak patrzę na kwiaty w wazonie i żal mi zostawiać tyle cante niewykorzystanych... Dlatego zamiast po jednym kwiatku - przygotowuję stroiki - przy klamkach po 2 kwiaty - biały plus pomarańczowy, a na maskę po 3 kwiaty - 2 pomarańczowe plus jeden biały, i ruskus. Młodzi mam nadzieję - będą zadowoleni...Podjeżdża cadillac. No niezłe cacko! Mocuję stroiki na masce - coś ten środkowy nie bardzo chce się trzymać... przecież przyssawki są doskonałe, wg mnie coś z maską nie tak w tym miejscu, bo w innym te same przyssawki przylegają idealnie... Módlmy się, żeby ten jeden stroik nie odfrunął po drodze... Mam zamocować kwiaty przy klamkach... Ale tak patrząc na bok samochodu stwierdzam, że lepiej stroiki będą wyglądać na tylnych drzwiach, obok siebie. Kierowca, pan Tomek, potwierdza, więc tak mocuję. Jeszcze tylko kilka zdjęć...
ech... No mam nadzieję, że Państwo Młodzi są zadowoleni...
kilka schodów, ale efekt końcowy zniewalający :) ach i ten cadillac.....
OdpowiedzUsuńEfekt końcowy piękny!!! ;)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę obcowania z kwiatkami, miałam kiedyś taką przygodę z florystyką i bardzo mi tego brakuje.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Witaj!
OdpowiedzUsuńCzasem tak jest, że wszystko idzie pod górkę:-)
Ale najważniejszy efekt końcowy - wyszło super!!!
Pozdrowienia i miłej niedzieli.
Pięknie wyszło wszystko ! Najbardziej mi się przystrojone auto (i to jakie - woow) podoba :)
OdpowiedzUsuńWyszły cudowne :)
OdpowiedzUsuńTe kwiaty marzą mi się i moim bukiecie ślubnym.. ale w odcieniach fioletu i bieli :)
swietnie wygląda auto,wiązanki są śliczne bardzo subtelne i eleganckie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://english-stylecom.blogspot.com/
Lubię tu zaglądać... Białe cantedeskie fajnie rozjaśniły dominujący pomarańcz. Najbardziej podoba mi się dekoracja samochodu ;))) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńWow! Cudo! Piękne kwity ...co tu więcej pisać ;) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń