wtorek, 25 października 2011

260 kilometrów to nie odległość!



... za to materiał na dłuuuuugi post!

2 maja dostaję maila od jednej z forowych znajomych z portalu e-florystyka.pl:


Droga Parvi, czy w Twoim grafiku jest jeszcze wolne miejsce na bukiet
ślubny na sobotę 17 września w Krakowie? Teściowa chciała ubrać kościół,
więc z tym jeszcze się wstrzymuję, ale może uda mi się ją przekonać...
natomiast bukietu ślubnego mi raczej nie odmówi, a ten chciałabym zamówić u
Ciebie :) Poza kościołem chciałabym kwiatowy full service, ale zanim będę z
nimi pertraktować chciałabym zapytać czy masz wolny termin w tym czasie :)
Pozdrawiam, Justyna


O matko! Czyli że co?! Ale fajnie! Czas mam, chęci tym bardziej, zrobię! Ale, ale! Gdzie to miałoby być? KRAKÓW?????????? I emocje szybko opadają! No bo gdzie z Łodzi do Krakowa... Wiem, wiem. Dałam radę z dekoracjami do Mińska Mazowieckiego? Dałam! Do Piotrkowa Trybunalskiego? Tak! Nawet do Stolycy... DO FRANCJI? TAK!!! No to do Krakowa chyba tez dam... Chyba... Chociaż... Sama nie wiem... W końcu odpisuję, że pomogę zrobić bukiet - wyślę konstrukcję, a Justyna sama sobie poradzi z naklejaniem kwiatów, bo bukiet miałby być z aluwijasków... Ta natomiast nieugięta - rezerwuj termin! NO DOBRA!

17 WRZEŚNIA RUSZAM DO KRAKOWA Z KWIATOWĄ ODSIECZĄ!

Ale zanim, zanim... W połowie sierpnia - wypadek Miśka. Chcę wszystko, co zaplanowane - odwołać, w tym wyjazd do grodu Kraka... Sama nie pojadę, więc z kim? Jak? Depresja i załamka dają się we znaki... Zapuszczam siebie, kontakty ze znajomymi, wszystko leci mi z rąk... Na szczęście wkoło są kochani ludzie, którzy bezinteresownie po prostu mi pomagają i... pomagają podjąć decyzję, że nie mogę zostawić na miesiąc przed uroczystością Justyny, po wszelkich ustaleniach... Przecież dam radę... MUSZĘ! tylko to zdrowie szwankujące...I psychiczne i fizyczne - gil do pasa i duszący kaszel - jak ja tego nienawidzę!!! W międzyczasie podejmuję pracę na stanowisku trenera florystyki, prowadzę kurs. Zmęczenie daje się we znaki, ale gdyby nie ono, łamałabym się przez smutną rzeczywistość, która otaczała mnie zewsząd, nawet wtedy, gdy patrzyłam w oczy, te najukochańsze, smutne, przygaszone...

Zamawiam kwiaty (dopuszczam się czynu być może karygodnego, ale wg mnie odpowiedniego - zmieniam kolor storczyka z różowego na pomarańczowomalinowy! ojjj, może mi się dostać od PM! - no ale jak mi ten pudrowy róż nijak nie pasuje do całości to co mam zrobić?!), jadę do hurtowni po dodatki. Czyli już wszystko mam, nic tylko szykować! Pierw wyplatam konstrukcje aluwijaskowe - pod bukiet Panny Młodej i mniejszy pod bukiecik Świadkowej, butonierki, wpinki kwiatowe we włosy, i na samochód - na maskę i tylne drzwi. Srebrne aluwijaski połączone białymi wyciorkami. Nawet, nawet! Nie no, żartuję - jestem zadowolona!

W środę dostaję gorączkę, 39... W kościach mnie tak potwornie łamie, jak chyba jeszcze nigdy, nie mogę ruszyć szyją! Faszeruję się różnymi medykamentami, no bo przecież PO CO iść do lekarza, samo przyszło, samo przejdzie... W czwartek wcale nie jest lepiej, może katar mniejszy... Piątek? Dotaczam się do pracowni i tworzę 2malutkie, słodkoróżowe pomanderki z drobnego santini dla malutkich Druhenek. Nieocenioną jest tu pomoc Mamy, która dzielnie mi towarzyszy i pomaga! Później układam kompozycję główną na stół weselny Państwa Młodych (mniejsze mogę zrobić dopiero na miejscu), na ostatnich nogach, po 3 mocnych kawach, około godziny 1ej w nocy robię 2 dekoracje, które również staną na sali weselnej.  2:30 pakuję do samochodu kwiaty i wszelkie przydasie, konstrukcje, kawę. Idę spać!

Wstaję nieprzytomna o 6 rano. Misiek stoi nade mną z kawą i dobudza, żebym tylko dała radę zejść do samochodu, później mogę się przespać, aż do samego Krakowa. Razem z nami jadą moi Rodzice - do pomocy i na wycieczkę ;)

Znowu mam gorączkę. Tylko nie wiem z czego - czy z przeziębienia, które chyba mija, choć w kościach jeszcze czuję rwanie, czy ze stresu? Bo denerwuję się ogromnie! Najgorsza jest myśl, że po drodze mogłoby się coś stać, że moglibyśmy nie dojechać... I wtedy co? Justyna zostaje bez kwiatów w TYM DNIU!

Jednak szczęśliwie docieramy około 10 rano do restauracji, w której odbędzie się wesele. Tam "dostaję" miejsce pomieszczenie, w którym mogę robić dekoracje. Zabieram się za klejenie bukietu dla Justyny - matko jak ten czas leci! W tempie ekspresowym kleję bukiet dla Druhny, błyskawicznie powstają butonierki, wpinki we włosy, deko auta.... No własnie! AUTO! Czas goni jakby miał gdzieś całe zamieszanie i mój rosnący z minuty na minutę stres! Rodzice i Misiek wieszają dekorację za Nowożeńcami.

Ok, wszystko zrobione, oprócz dekoracji na stoły weselne Gości. Zrobię je jak wrócimy ze strojenia samochodów - a to jakieś 30 kilometrów dalej! Tam też zawozimy bukiety i wszystkie inne drobiazgi.

Justyna... wygląda zjawiskowo! Mówi, że bukiet śliczny i wszystko inne też! Uff! Czyli podoba jej się zmiana koloru storczyka! I wiecie co? Na oczach ma położony cień... pomarańczowomalinowy! TRAFIŁAM! Albo jej makijażystka. :)

Czas pędzi znowu, jakby go kto gonił! Wracamy na salę - mam godzinę na wykonanie 6 kompozycji w użych szklanych kielichach martinówkach! Dobrze, że ustaliłam kule rainbow - nie trzeba się pieścić z zakrywaniem gąbki a i efekt dekoracji jest ciekawszy! ustawiam wszystkie kielichy w rządku i lecę taśmowo! Mama obcina starca, Misiek tnie haftki, tata przycina eustomę a ja latam od kielicha do kielicha, robiąc przy tym setki przysiadów, klękań, stękań ale... WYROBIŁAM SIĘ! Jeszcze NIGDY w tak ekspresowym tempie nie zrobiłam tylu dekoracji naraz, a które to dekoracje nawet mi się podobają!

Ustawiamy wszystko na sali, jeszcze tylko kilka kosmetycznych poprawek i zdjęcia... O MATKO! Nie mam zdjęć bukietu

(tylko takie zrobione na szybko komórką),


samochodu, pomanderków, biżuterii... NIE MAM! Justyna chyba mi przyśle coś... Poproszę. A nie! Fotki samochodu mam, Misiek cykał jak stroiłam samochody rodziców Młodej Pary. Słońce niestety zrobiło małego psikusa i lekko popsuło efekt, ale coś tam widać:








Wychodzimy z restauracji na 15 minut przed przyjazdem pierwszych gości weselnych. UDAŁO SIĘ!











Udało... Zasypiam, nawet nie wiem kiedy dotarliśmy do Łodzi. Kładę się w opakowaniu, nie mam siły na nic. Powoli zbijam gorączkę i poziom adrenaliny wraca do normy. Błogo...

ALE CZY SIĘ PODOBAŁO? CZY JUSTYNA ZADOWOLONA? CZY NIC SIĘ NIE POPSUŁO?

A w poniedziałek dostaję maila:

Witaj Parvi :)
wreszcie mam chwilę aby coś napisać. Dziękuję Ci jeszcze raz za wspaniałe dekoracje, goście byli zachwyceni, ja również, bukiet zrobił furorę. Wszystko pięknie wyszło i było trwałe. Część gości nawet zabrała sobie kryształki na pamiątkę ;) stąd jeszcze moje pytanie czy mam Ci zwrócić dodatki, naczynia i niskie martinówki? Nie mam jeszcze żadnych zdjęć, fotograf da materiał dopiero za 2  tygodnie najwcześniej, wtedy Ci je prześlę. Alu z samochodu wypożyczonego do ślubu kazałam zabrać kiedy odjeżdżał, będę studiować wykonanie :) Cieszę się ogromnie, że zgodziłaś się przyjąć tak odległe zamówienie, piękniejszego bukietu nie mogłabym sobie wymarzyć :)
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie

Iiii wszystko jasne ;)



8 komentarzy:

  1. No i widzisz jaka satysfakcja. Dochodzę do wniosku że im więcej pokonam przeszkód, tym większą mam później satysfakcję. Bukiet rzeczywiście prześliczny. A Ty pokonałaś samą siebie. Jest co świętować.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja po prostu wymiękam
    to wszystko jest genialne
    a te zawijaski na samochodzie toż to normalnie brak słów :)
    pozdrawiam !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. piękne bukiety, a kompozycja na samochodzie fajniutka:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Och popieram przeszlas sama siebie ale majac takich pomocnikow to bylo wiadome. Piekne kompozycje, zdolna z Ciebie kobitka. Wielkie brawa, podobno adrenalina dodaje skrzydel

    OdpowiedzUsuń
  5. Parvi, szczerze i z serducha: bezbłędniecudna dekoracja uroczystości. Czytając nie wiem , czy nie życzyć Ci gorączki przed każdym slubem :)
    Naprawdę biegniesz... Buziak!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wpadłam tutaj i jestem pod wrażeniem i to ogromnym. Czy mogę sie nie martwic i nie szukac pseudo artystów i kwiaciarni? Tylko powierzyć Tobie.
    Mam córki na wydaniu to dla mnie bardzo ważna wiadomość na bliższą przyszłość - a tylko 271 km ? :))
    Jestem - jak napisałam - pod ogromnym wrażeniem bukietu ślubnego i motywu na samochodzie a trochę slubów juz przeżyłam

    OdpowiedzUsuń
  7. Bukiet PM piękny... a zawijaski na aucie BOSKIE!!!
    Jakbys potrzebowała następnym razem pomoc w Kr i okolicach to ja chętna!!... Trzeba było pisać... dzwonić...

    OdpowiedzUsuń