poniedziałek, 10 października 2011

Czwarty post zaległy; róże na górze!

... a raczej górą!

Jest taki specyficzny typ bukietu ślubnego, którego nazwę tworzymy od nazwy kwiatów, z jakich powstaje i z końcówką -melia. Brzmi może dziwnie i mało zrozumiale, być może ja coś niejasno tłumaczę, więc przejdźmy do przykładu - bukiet stworzony z ogromnej ilości płatków róż - ROZAMELIA (ROSAMELIA).

rozameliowy zawrót głowy - na czele bukiet ślubny


bukiet Pani Świadek

butonierka Pana Młodego i butonierka Pana Świadka



*******
Dziękuję wszystkim za słowa otuchy... Ja wiem, że będzie lepiej! tylko trzeba czasu...

poniedziałek, 3 października 2011

Trzeci post zaległy; ślubnie, ślubnie, ślubnie...

Kolejnym bukietem, do którego mam szczególny stosunek jest ten upleciony z lejców plumosusa, z frezją, goździkiem i zatrwianem...


Spojrzenie na zdjęcie tego bukietu przywołuje mi na myśl jednocześnie niezmiernie miłe wspomnienie fantastycznej Panny Młodej i wspomnienie zupełnie odwrotne, kiedy wykonując ten bukiet (nie wyszło do końca tak, jak chciałam... nie mogłam... Pani Madziu - przepraszam...) dowiedziałam się o wypadku mojego Miśka... 13 sierpnia... Do tej pory nie jest dobrze :( ech...

*******
bukiet Panny Młodej raz jeszcze

butonierka Pana Młodego

bransoletka Pani Świadek

butonierka Pana Świadka

dekoracja samochodu


niedziela, 2 października 2011

Drugi post zaległy - ślubnego ukwiecenia ciąg dalszy

"Pani Madziu - przyszła ta chwila, chciałabym zamówić bukiecik do ślubu."

Przemiłe spotkanie; tony magazynów z florystyką ślubną, kilka godzin rozmów, ustalenia, ustalenia, ustalenia. Inspiracją dla wymarzonego bukietu ślubnego Pani Ani jest bukiet spod ręki mistrza Zygmunta Sieradzana. Śniedek, ćmówka, goździk.azjatycki. Dodatkowo gipsówka. I delikatna girlanda. I oto ten bukiecik - delikatny, dziewczęcy, lekki:


do kompletu butonierka Pana Młodego

wpinka kwiatowa we włosy Panny Młodej
(przepraszam za jakość, innej fotki nie mam)

butonierka Pana Świadka

bukiecik Pani Świadek


Oprócz powyższych - powstają dekoracje na salę weselną, która wymaga ogromnej ich ilości... Brak odpowiedniej komunikacji z Właścicielami sali, brak potencjału sali, brak zrozumienia, brak sił... Brak zdjęć...

sobota, 1 października 2011

Pierwszy post zaległy czyli: zaległości czas zacząć nadrabiać :)

Jest tego wszystkiego naprawdę cała masa! Od czego by tu zacząć? Pewnie, najlepiej od tego, co najwcześniejsze :) W takim razie UWAGA zaczynam serię "zaległych postów".

*******
Mięta. Coś niesamowicie orzeźwiającego, coś niesamowicie świeżego, coś, co sprawia, że łatwiej i przyjemniej się oddycha... I taki też jest właśnie kolor, kolor jasnej, pastelowej mięty wmieszanej w przepyszny śmietankowy mus... Przedstawiam Wam bukiecik. Taki zwyczajny. Prosty. Jak wiele innych... Mimo to, kiedy patrzę na niego - uśmiecham się na samo wspomnienie jego wykonywania, ustalania z Panną Młodą szczegółów. Jest taki... jeden z tych, co gdzieś głęboko w środku nie daje o sobie zapomnieć.


w komplecie butonierka Pana Młodego

wpinka kwiatowa we włosy Panny Młodej

bransoletka Pani Świadek

butonierka Pana Świadka


*******
Dziękuję wszystkim za maile, dzięki, że jesteście!

niedziela, 4 września 2011

Powrót do tych oddychających po prostu...

Wracam...

Jeszcze nie tak dawno jakby mnie nie było, przestałam...

Wracam...

Łapczywie łapię każdy kolejny promień słońca, staję na równi w szeregu z tymi, co oddychają po prostu...

Jestem. To chyba ważne. Być. Dla kogoś.

*******
Zanurzam się w Wasze blogi, dzięki, że jesteście :*

piątek, 5 sierpnia 2011

"Wychodzą z cienia podwórkowe wspomnienia"...

... to tytuł pewnego PROJEKTU Ośrodka Działań Ekologicznych Źródła, gdzie od niedawna sobie tak z doskoku pracuję.

Dziś się chwalę, nie trzeba czytać :)

konkurs ---> opowiadanie ---> zajęcie II miejsca

Oto moje zasługujące na srebrny medal opowiadanie:

"Wakacje… Świadectwo – to takie najpopularniejsze, czyli bez czerwonego paska, cieszy. Cieszy przede wszystkim dlatego, bo oprócz wydrukowanej formułki: „otrzymała promocję do klasy piątej” zawiera treści niedrukowane: „laba”, „zabawa”, „odpoczynek” i takie tam, podobne.
Godzina siódma rano – jak miło o tej porze się obudzić i nie mieć w głowie nakazu pójścia do szkoły – aż chce się wstać! I co tu dalej robić? Śniadanie? Na szybko, nie ma czasu, jest tyle spraw do załatwienia. Kartka od mamy przypięta do korkowej tablicy zdaje się nieco krzyczeć: „Jak zjesz śniadanie, możesz wyjść na dwór, tylko klucze zostaw u cioci. Mama.” Dlatego tym szybciej pochłaniam trzecią kanapkę z dżemem, w jakimś bliżej nie wytłumaczalnym pośpiechu zamykam drzwi, klucze oczywiście zostawiam u cioci (zaprzyjaźniona sąsiadka) i zbiegam ze schodów tak szybko, jak tylko potrafię – a ostatnio nauczyłam się zbiegać po 3 schody naraz! Brama. Kolejna klatka schodowa. I tu już tak szybko sobie nie radzę – muszę tylko wejść na trzecie piętro. To nic, że trudno złapać oddech (wbiegam bez chwili zatrzymania, po dwa schody!), to nic, że jestem czerwona jak burak, to nic… bo jestem u mojej przyjaciółki Karoliny.
- Gotowa? – pytam nieco zmienionym głosem, stale próbując uspokoić oddech.
- No. Masz gumę? – pyta Karola.
- Nie mam, gdzieś wsadziłam, weź swoją.
***
Ok., przyznaję, do dziś jestem totalną bałaganiarą! Mnie to nie przeszkadza, a mąż się przyzwyczaja…
***
I już zbiegamy na dół, na dwór… Jeszcze jest chłodno – ogólnie w naszym podwórku zawsze jest chłodno – słońce praktycznie tu nie zagląda – ot, podwórko jakich wiele w łódzkim śródmieściu – czyli typowa studnia – z każdej strony trzy piętra plus strych. Dobrze, że po środku jest duży trawnik, a na nim wielki kasztanowiec, lipa, dzika jabłoń i głóg, który kwitnąc na wiosnę stroi ten nasz śródmiejski kawałek zieleni w różową kokardę. Oprócz tego na podwórku mamy kilka zdrowych krzewów dzikiego bzu, wątły ligustr i niewiele większa od niego kalina. Wśród tych drzew stoi nieco zniszczona lecz cały czas spełniająca swoją rolę – huśtawka-równoważnia. Są jeszcze wkopane w ziemię opony, piaskownica, dwie ławki (jedna zielona, z oparciem, druga bliżej nieokreślonego koloru – może brązowego? – bez oparcia, tej nie lubimy!) i wędrujący po całym podwórku trzepak. Naszym ulubionym miejscem jest huśtawka, zawsze siadamy tak, by złapać równowagę i… siedzimy i gadamy. Wspominamy wczorajszą szkolną akademię, opowiadamy o tym, co działo się w naszych klasach; Karola jest młodsza ode mnie o rok. Jak zwykle nie możemy się nagadać. Postanawiamy, że zagramy w gumę. W sumie to dobrze, że mamy tą Karoli – jest dłuższa, a jak jesteśmy tylko we dwie – to dłuższa jest lepsza, bo możemy ją zaczepić o rynnę (moją gumę, krótszą, zaczepiamy o głóg, tylko że niewygodnie skacze się na piasku…).
- W co gramy? – pytam stając w gumie, naprzeciwko rynny.
- Rzymskie.
I tak Karola skacze jedynki, dwójki, trójki, czwórki, piątki (te są dość trudne, zwłaszcza jak się ma sandałki zapinane na kostce), szóstki i tak do dziesiątek. Mogłaby skusić… Teraz idzie męczko z bambinem. To jest jazda – od jedynek do dziesiątek i od dziesiątek do jedynek – bez przerwy, cały układ! Jest! Skusiła na piątkach mimo że ma tenisówki! To teraz ja – Karola wchodzi w gumę. Kosteczki? Pikuś, od dawna jestem w tym niepokonana – pierw podstawa, powoli, potem męczko z bambinem. I co teraz? Łydki? Ok., to samo na łydkach. Kapituluje na trójkach. Teraz kolej na Karolę. Przechodzi! Przechodzi też łydki, choć tu ustalamy, że po męczku jest odpoczynek. Bambino też ma zaliczone. Oczywiście i tak cały czas plotkujemy. Uwielbiamy w ten sposób spędzać czas, razem, na podwórku. Kolanka – no tu już nieco trudniej, wiadomo. Samo męczko. Skucha! Na dwójkach! Wskok i wyskok – pokonują Karolę! Ja przechodzę kolanka bez zająknięcia, ale zatrzymuję się na udach. Trójki. Naskok na obie gumy jednocześnie, jedna noga na jednej gumie. Trudne! Karola też tu dochodzi. Ba – nawet dochodzi do dychy. Odpuszczamy męczko. Pas. W pasie jest już nieco inaczej; przeskok przez obie gumy, wskok i wyskok bokiem – na inne ewolucje już się nie decydujemy. Paszki, czyli jakaś kosmiczna przekładanka gumy pod pachami, wygląda co najmniej dziwnie! Szyjka – to jest proste! Guma pod brodą, przejście z jednej strony na drugą i powrót – chociaż jak się okazuje, wcale nie takie proste i nie do przejścia za każdym razem! A Karola przechodzi. I ostatnia partia – powietrze. Łapki w górę, i klaskanka: tydzień ma siedem dni, są to takie dni, jak: (skakanie wkoło, guma pod pachami) poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota, niedziela. Dobra, kończymy, Karola wygrała. Tak naprawdę nie liczymy tych naszych wygranych i przegranych. Najfajniejsze jest to, że nie musimy kisić się w domu, mamy doskonałe zajęcie podwórkowe. Czasem dołącza do nas Justyna – wtedy nie musimy zaczepiać gumy o nic. Jak jeszcze wyjdzie Iza – to dobieramy się w pary i „robimy debla”. Zgadnijcie – z kim zawsze jestem? I która para wygrywa?
- Gramy jeszcze w greckie? Albo popularne? – pytam.
- Nie, chodź na huśtawkę.
I tak niemal codziennie. Guma to jest fantastyczny wynalazek!
***
Kto dziś gra w gumę? No kto? Rzymskie, Greckie, Popularne… Brzmi dość znajomo, choć to zupełnie inna bajka, jakże odmienna od tej, w której dziś żyjemy. A może to już baśń…?"

*******
A jakie są Wasze podwórkowe wspomnienia?

czwartek, 4 sierpnia 2011

Dziękuję - wyróżnienia są...

... takie faaaaajne i mobilizujące!

DZIĘKI! DZIĘKI! DZIĘKI!



Po trzykroć dzięki bo dziękuję trzem fantastycznym babeczkom:


Reguła idąca w parze z wyróżnieniem brzmi:

Podziękuj i napisz link blogera, który przyznał  nagrodę.
Skopiuj i wklej logo na swoim blogu.

Nominuj 16 innych cudownych blogerów (nie można nominować blogera, który wam przyznał nagrodę).
Napisz o sobie 7 rzeczy.
Napisz im komentarz, by zainteresowani dowiedzieli się o nagrodzie i nominacji.


No to czytajcie:

Moja szesnastka - pewnie wiele z Was tu wymienionych już takowe wyróżnienie posiada, ale co tam - od przybytku głowa nie boli! Nie będę sprawdzać, kto wyróżnień nie przyjmuje... Po prostu - jeśli nie chcesz - nie przyjmuj i tyle. Ja w każdym razie wyróżniam, ot co!
  1. http://alexdekor.blogspot.com/
  2. http://be-bycitworzyc.blogspot.com/
  3. http://annfloris.blogspot.com/
  4. http://mojaprzystan-ila.blogspot.com/
  5. http://arthemis-bukiety.blogspot.com/
  6. http://shiraja.blogspot.com/
  7. http://zieloneklimaty.blogspot.com/
  8. http://karmazynowykamyk.blogspot.com/
  9. http://aniajura.blogspot.com/
  10. http://griffe-inspiracje.blogspot.com/
  11. http://kwiatynatury.blogspot.com/
  12. http://flowershop-lublin.blogspot.com/
  13. http://zpotrzebywnetrza.blogspot.com/
  14. http://floralnieanemon.blogspot.com/
  15. http://mojemonikowo.blogspot.com/
  16. http://florentyna-groszkiire.blogspot.com/


O mnie:
  1. kocham układać kwiaty
  2. kocham uczyć
  3. kocham Kotlinę Kłodzką
  4. kocham pieskie czworonogi
  5. kocham wydawać pieniądze
  6. kocham czekoladę
  7. kocham piwo

W następnym poście pochwalę się pewną wygraną - a w zasadzie zajęciem II miejsca w pewnym konkursie - ale co tam! Nie dla nagród człowiek żyje, ważne, że jest zauważany!

Pozdrawiam cieplutko!

czwartek, 28 lipca 2011

Sprostowanie i przepraszam :(

CANDY rozlosowane... Niby numerki się zgadzają... W sumie emocje opadają, ale... 

Otwieram skrzynkę mailową, a tam smutna wiadomość:


Witaj, 
właśnie zaglądałam na posta z candy i.. pierwszy raz.. jest mi niezmiernie przykro, że ktoś usunął mnie z listy oczekujących z zabawie:( nie wiem czym sobie na to zasłużyłam?:( przykre-ale cóż..  pozdrawiam Ecila -- http://cartolina-style.blogspot.com/


O matko! Aż mi się słabo zrobiło! Jak to? Przecież żadnego komentarza nie usunęłam, numerki się zgadzają! A jednak...

Błąd! Ewidentny błąd! dlatego...

PRZEPRASZAM BARDZO, BARDZO MOCNO I PROSZĘ CIĘ, ECILO, O DANE DO WYSYŁKI - CHCĘ W RAMACH PRZEPROSIN ZA PRZEOCZENIE WYSŁAĆ CI COŚ SPECJALNEGO!

Hm... a numerki się zgadzają? Już nic z tego nie rozumiem! :)

środa, 27 lipca 2011

I po rozdaniu :)

Fakty:


  • dni istnienia PREZENTOWISKA sztuk: 410
  • postów sztuk: 112
  • komentarzy sztuk: 1049
  • obserwatorów sztuk: 141
  • odwiedzin sztuk: 37.100
  • zmian szaty graficznej sztuk:1
  • zorganizowanych CANDY sztuk: 3
  • biorących udział w ostatniej zabawie niespodziankowej osób sztuk: 61
 1 skimmia  
 2 AnnaZ   
 3 FLOWER SHOP   
 4 Ania 
 5 Ula    
 6 Magda   
 7 Dysiak   
 8 MaJu   
 9 Kaśka   
 10 Elżunia   
 11 rhodiana   
 12 Magda  
 13 justysias7000   
 14 edyta350   
 15 alina   
 16 miriamart  
 17 ROMA 
 18 Justyna   
 19 witaaminkaa   
 20 Modrak   
 21 jola_zola   
 22 magdowo  
 23 Tami   
 24 Megan   
 25 Monika  
 26 Karolina   
 27 Kasia  
 28 darsi   
 29 esophie   
 30 Asia   
 31 magdowo   
 32 Ula   
 33 vivi22   
 34 Hania 
 35 Uroczysko Luny  
 36 Sandrita  
 37 wanda_95 
 38 Dzieła Madame  
 39 z potrzebywnetrza 
 40 wiol5  
 41 Maja  
 42 Igoria 
 43 Czarna Lola  
 44 Anja  
 45 scarbeq 
 46 Magda   
 47 Jomo   
 48 kaska-1970  
 49 Katia  
 50 zainspirowana  
 51 Arthemis  
 52 MAGI A.  
 53 sweet lavender 
 54 raeszka  
 55 Mój świat i hafty 
 56 Sylka   
 57 Nika   
 58 inga 
 59 Wiedźma  
 60 martenka  
 61 Ania  
  • niespodziankowa wygrana sztuk: 1 wędruje do: Arthemis
GRATULUJĘ!!!


dowód:




wtorek, 19 lipca 2011

Nietoperze w akcji!

OSTRZEGAM! Będzie dużo tekstu czytania i dużo zdjęć oglądania. Nie ponoszę odpowiedzialności za ewentualną stratę czasu i prawdopodobne wzruszenie ;)

*******
- Chcielibyśmy cię prosić, żebyś ułożyła kwiaty na nasz ślub.

O matko kochana! No jasne, że ułożę! A wzruszenie na moment ściska mi gardło... No bo ja, bo Wy... i tak dzieje się i nie dzieje między nami, jakoś tak... ale bardzo, bardzo dziękuję za zaufanie! Znów zaczynam wierzyć w sens przyjaźni... wiecie o co chodzi i do czego "piję"? Oj, wiem, że jestem niepotrzebnie pamiętliwa, ale co zrobię, no...

Od razu wiadomo, że motywem przewodnim będzie nietoperz. I ulubione kolory Gosi: róże, fiolety, amaranty, purpura i wszelkie tym podobne...


Zaczynamy od zaproszeń; czarne nietoperze na tle srebrzystego księżyca, a wszystko pod osłoną granatowego skrzącego się nieba... Kilka srebrnych akcentów, biały "fifrok"...

Na jakieś 3 tygodnie przed ślubem jedziemy do Nostalgii - restauracji w podłódzkich Sokolnikach. Oglądam salę, fotografuję, układam w głowie zarys rozmieszczenia dekoracji... Po powrocie, już w pracowni, omawiamy szczegóły. No, może nie do końca szczegóły - Gosia i Marcin dają mi w sumie zupełnie wolną rękę - ma być oryginalnie, z zachowaniem kolorów i wybranych przez Pannę Młodą kwiatów.

I niby wszystko jasne, zlecenie niesamowite, wyżyję się na pewno, ale... no i tu zaczynają się schody! NIETOPERZE! Skąd? Jakie? Ile??? Najprościej i najtaniej wychodzi zakup czarnego papieru wizytówkowego, odrysowanie kształtu i wycięcie. No właśnie... Czy aby na pewno najprościej? Wycinanie nietoperzy to jakaś masakra! Nie jest to prosty motyw, o nie! Powoli coraz bardziej zaczynam się irytować, myślę, co tu zrobić... Szukam w necie nietoperzy... Pojawiają się, ale rodem z halołin! A przecież to nie ma tak wyglądać! Koleżanki z E-F podpowiadają, żeby udać się do agencji reklamowej... No, może to jest myśl? Obdzwaniam kilkanaście takich miejsc, piszę kilkanaście maili (2 dni w plecy jakby nie było...) - nietoperze mogą być z PCV, plexi, dibondu (co to kurde jest???), a najlepiej z papieru... Wszyscy zaskoczeni, obiecują wycenę... Nie wszyscy dotrzymują słowa. Ci co dotrzymują - okazują się raczej delikatnie mówiąc - drodzy. A ja tych nietoperzy to potrzebuję z tysiąc na pewno! No może trochę mniej, ale siedemset to dolna granica.... W końcu znajomy przychodzi z pomocą. Nietoperze będą papierowe, takie jakie chciałam od samego początku żeby były! Kupuję w sumie 733 sztuki różnych wielkości; na wizytówki, na menu, na konfetti, na dekorację auta, do wiązanki ślubnej i pozostałych kwiatowych kompozycji...

Zamawiam w moim sprawdzonym i ulubionym miejscu - kwiaty. Niestety eustoma może nie mieć takiego koloru, jaki sobie wymyśliłam, cantedeskia również może różnić się od zakładanej, dobrze, że glorioza będzie taka, jaka ma być! W końcu okazuje się, że wszystko jest tak, jak być powinno! Jeszcze tylko kilogramy lejców, kilometry bluszczu i... do dzieła!

W przedślubny piątek razem z moimi dziewczynami jadę na salę i tam, na jej dziedzińcu - tworzymy dekoracje (dobrze, że pogoda się poprawiła!). Powstaje 12 kompozycji wiszących, 6 stojących w szklanych kielichach, kompozycja główna na stół Młodych (w teorii - symetryczna, w praktyce - oczywiście asymetryczna, nienawidzę symetrii i już!), a do tego 8 kielichów ze świecami, kilka drobniejszych dekorków ustawianych to tu, to tam, nawet w toalecie. Wieszamy, ustawiamy, zawiązujemy materiały na krzesłach, do których przypinamy piny - na każdym imię gościa weselnego, data uroczystości i inicjały Młodych - może na weselu każdy sobie taki znaczek przypnie? Pewnie tak! To coś nowego!




















Ok, sala gotowa, wracamy wymęczone jak nie wiem co do domu... Dziewczyny mają fajrant a ja? Ja wypijam kawę i pędzę do pracowni, szykuję kwiaty na drugie ślubne zlecenie. Około północy padam na twarz, zasypiam z marszu, nawet nie pamiętam jak.... Wstaję rano o 7, szybkie śniadanie i kierunek pracownia! Robię bukiecik, 2 butonierki, bransoletkę i wpinkę kwiatową we włosy mojej drugiej Panny Młodej, szykuję dekorację na samochód. Zabieram się następnie za butonierki z nietoperzami, bransoletka, wpinka kwiatowa we włosy i... bukiet! Do końca nie mam konkretnego planu, idę na żywioł! A wychodzi coś takiego:







W międzyczasie stroję auto dla nietoperzowców!







A i jeszcze koszyczek na cukierki w międzyczasie dostaje kolorków organzy i świeżości gloriozy, tez na nim siadają nietoperze - no przecież!

Głowa chce mi wybuchnąć, opadam z sił... Godzina 15, Pan Młody przyjeżdża po kwiaty, a ja? Ledwo przytomna pędzę do domu żeby... szykować się na wesele! Na wesele z nietoperzami w tle! Kiecka, fryzura, makijaż i na 16:30 jesteśmy w USC! Szok! Udało się po raz kolejny wygrać z czasem, ze zmęczeniem, z wszelkimi trudnościami!


Emocje moje sięgają zenitu, kiedy podchodzę do Panny Młodej: wszystko w porządku? Tak! Zachwycona swoim bukietem ślubnym! No to super! Mało nie zemdlałam... w sumie to śniadania praktycznie nie zjadłam, pół bułki... Może dlatego? A może to nerwy i stres? Adrenalina opada i przestaje mnie trzymać? Nie ważne! Wchodzimy do sali ślubów! Matko kochana ilu gości! Nie wszyscy mieszczą się w ciasnym pokoiku! Wiele osób stoi na korytarzu, w drzwiach, ale są wszyscy... Chyba... W każdym razie mnóstwo przyjaciół, rodzina, znajomi - wszyscy chcą i uczestniczą w tej jakże pięknej i podniosłej chwili... Marcin lekko zdenerwowany ale płynnie składa przyrzeczenie małżeńskie, a Gosia? Pierw coś ją rozbawia, a potem... wzruszenie gardło ściska, głos zaczyna się łamać, "i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe", pięknie dociera do końca... Ja również mam łzy w oczach, zresztą widząc po minach gości zwłaszcza płci pięknej - nie tylko ja! Po raz pierwszy wzruszyłam się na ślubie cywilnym! Dacie wiarę? Jakoś nigdy ślub w USC nie wzbudzał we mnie emocji, zwłaszcza skrajnych - no, wiadomo, podniosła, uroczysta chwila, ale to wszystko. Papiery podpisane i już. Rach, ciach, 5 minut i po sprawie! Tym razem jest inaczej! O matko! Naprawdę pięknie...

Jeszcze szampan, życzeń moc, słodkości, grosiki na szczęście i niezliczone garści ryżu... I jedziemy na wesele! I wiecie co? Znowu robi mi się niedobrze! Chyba znowu dopada mnie stres? Bo? Bo się martwię, czy dekoracje się nie popsuły - ja wiem, że robię je prawidłowo, nie ma możliwości, żeby coś się sknociło, ale... zawsze są te nerwy - wiedzą o tym wszyscy ci, którzy zajmują się tym samym co ja... W końcu to jest TYLKO kwiat, TYLKO liść, TYLKO... a może AŻ? Dojeżdżamy na miejsce, wszyscy już są, wino, gromkie STO LAT! i... wchodzę na salę, a tam... WSZYSTKO W PORZĄDKU! Uff! Zasiadamy z Miśkiem na naszych miejscach, a ja ryczę... Nerwy puszczają tak już chyba do końca... Jest pięknie - słyszę od kolejnych osób... 

... bo najgorzej i zarazem najlepiej jest robić coś dla kogoś, kogo się zna... Nigdy nie wiadomo kiedy emocje zaczną targać duszą i sercem, kiedy i jedno i drugie uśmiecha się z każdej dekoracji... 

*******
Jeszcze tylko na sam koniec przypominam o moim CANDY :) Zapraszam gorąco!